Nie boję się podróży ani miłosnych porażek, nie mam lęku wysokości ani klaustrofobii. Nie mam problemów z występowaniem przed dużą publicznością. Mogę skoczyć ze spadochronem, pobiec w półmaratonie, rzucić wszystko i wyjechać na drugi koniec świata albo wygłosić przemowę na gali rozdania Oscarów. Ale to, czego panicznie się boję, to EGZAMINY.
Ze wszystkich osób, jakie znam, jestem chyba tą najbardziej podatną na stres. Przez cały semestr robię swoje – robię tyle, ile mogę. Czytam wszystko, co mi każą, zaliczam kolokwia w pierwszym terminie, nie opuszczam zajęć. No, może czasem – trochę wykładów. A potem tuż przed sesją wpadam w panikę.
I jeśli akurat nie ma przy mnie kogoś, kto mocno mną potrząśnie i powie, że dam radę, wtedy wkracza jedna z siedmiu metod działających jak plasterek na mój biedny, wycieńczony nauką mózg.
TECHNIKA #1: PRIORYTETY.
Na studiach już tak jest, że są rzeczy ważne i ważniejsze, bardziej i mniej związane z Twoim przyszłym zawodem. Dla przykładu – na moim kierunku logiczne jest, że bardziej istotna jest psychologia poznawcza niż – na przykład – filozofia, która – nie przeczę – jest ciekawa i wciągająca, ale nijak ma się do pracy psychologa.
Zwykle hierarchię wyznaczają punkty ECTS i warto się trzymać tego podziału z dwóch powodów. Po pierwsze: naprawdę określają ważność przedmiotów. Po drugie: na niektórych kierunkach ECTS-y wyznaczają stawkę za poprawianie przedmiotu – czyli tzw. przejście warunkowe na kolejny semestr. Im jest ich więcej, tym więcej płacisz.
O wiele lepiej jest solidnie przygotować się na najtrudniejsze dwa-trzy egzaminy w pierwszym terminie, bo nawet jeśli nie zdasz – będziesz miał do czego wrócić przed poprawą. Te lżejsze warto zostawić sobie na deser. Istnieje szansa, że zdasz je bez przygotowania, skoro chodziłeś na zajęcia. A jeśli nie – za drugim podejściem na pewno się uda. :)
TECHNIKA #2: UTRWALANIE.
Nawet nie próbuj zadawać sobie pytania: „Gdzie ja byłem przez ostatni semestr?”. No jak to gdzie? Na uczelni. Chodziłeś na wykłady, przygotowywałeś się do ćwiczeń, zdawałeś kolokwia. Nie wmawiaj sobie, że byłeś skończonym obibokiem, bo skoro dopuścili Cię do sesji, to znaczy, że są dla Ciebie szanse.
Ile masz notatek z wykładów? Niewiele? Nie szkodzi. Poukładaj je w stosiki z uwzględnieniem przedmiotu i przy użyciu kolorowych markerów przeczytaj je chociaż raz w ciągu kilku godzin. Dzięki temu jednorazowo załyszane dane wynurzą się spod warstwy kurzu i zgniłych liści, które gromadziły się na nich przez całą jesień. Tak działa nasz mózg – raz na jakiś czas trzeba mu trochę informacji odświeżać i zdolność odtwarzania rośnie.
TECHNIKA #3: 75% MATERIAŁU.
Nie ukrywajmy: nie zdążysz nauczyć się wszystkiego. Być może czas magicznie się wydłuży albo w ciągu najbiższych dni na Twą rozpaczliwą prośbę ktoś przeniesie Cię w czasie, ale bądźmy krytyczni: szanse są marne.
Jeśli chcesz czuć się pewnie z tym, że zdasz, idź za ciosem: naucz się mniej, ale lepiej i tyle, żeby zdać. To pocieszające, że zdawalność przedmiotu zazwyczaj zaczyna się od progu wymarzonych 60% i tyle zazwyczaj jesteśmy w stanie zrobić nawet i bez wielkich przygotowań. Grunt to zdać. Potem zajmiemy się szlifowaniem kolejnych procentów, by wyciągnąć z tego jak najwięcej.
Zobacz też: 7 najczęstszych powodów, przez które nie zdajesz sesji
TECHNIKA #4: CEL DALEKOSIĘŻNY.
Teraz będzie rozważanie egzystencjalne. Czy gdyby jutra miało nie być (czytaj: gdybyś już dziś wiedział, że nie zdasz sesji), nadal robiłbyś to, co robisz? Pamiętaj, że jeśli źle odpowiesz na to pytanie, może się okazać, że rzucasz studia. Co w perspektywie męczenia się całe życie w zawodzie, który nie daje Ci satysfakcji, nie jest ostatecznie takie złe.
Ale jeśli odpowiedź na szczęście brzmi: „tak”, niczym się nie przejmuj. Rób swoje nadal tak, jak robisz. Pomyśl, że po prostu teraz jesteś najbardziej zafiksowany na swoją edukację, nie na związek ani pracę. Robisz to, ponieważ to kochasz. Chcesz być coraz lepszy, więc bądź. Pewnego dnia – zostaniesz naukowcem, lekarzem, prawnikiem, psychologiem, nauczycielką, tancerką, instruktorką fitness. To gdzieś tam na Ciebie czeka. Nawet jeśli nie od razu – kiedyś po to sięgniesz. Wojna rozgrywa się tylko o czas.
TECHNIKA #5: JEDEN DZIEŃ.
Wyobraź sobie, że egzamin masz jutro. Nie za tydzień, nie za dwa, ale jutro. Masz sześć godzin na zrobienie wszystkiego, co w Twojej mocy, by zdać tę sesję. Co robisz?
Naturalnie – w pierwszej kolejności bierzesz się za to, co najważniejsze i co jest w Twoim zasięgu. Przeglądasz na szybko tematykę poszczególnych zajęć, czytasz nazwy rozdziałów i podrozdziałów w podręcznikach, zatrzymujesz się przy ważniejszych teoriach. Czytasz na szybko swoje notatki i te na grupowym dysku. Przegrzebujesz się przez Internet w poszukwianiu przykładowych egzaminów i pytań z poprzednich lat.
Zrób to. Teraz. Zrób to w tym tygodniu, a jeśli starczy Ci czasu – zrobisz więcej w kolejnych dniach. Jeśli nie starczy – no trudno. Przerobiłeś główne zagadnienia zupełnie tak, jak byś to zrobił, gdyby Twoja sytuacja rzeczywiście była krytyczna.
TECHNIKA #6: REFLEKSYJNOŚĆ.
Einstein powiedział kiedyś, że wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza, ale ja dorzucę od siebie coś jeszcze: kreatywność. Kreatywność jest genialna. Możesz mieć ogromną wiedzę i do egzaminu uczyć się cały semestr, ale jeśli spanikujesz – panika Cię zgubi. To, co nigdy Cię nie zawiedzie, to zdolność myślenia, za którą idzie cały wachlarz innych umiejętności: analizowania faktów, rozpoznawania poprawnych odpowiedzi, wysnuwania wniosków na podstawie skąpej ilości danych.
Wyśpij się, zjedz coś, napij się wody. Gdy zabraknie Ci wiedzy, wykorzystaj kreatywne myślenie.
TECHNIKA #7: LUZ.
Powiedzmy, że zostało Ci kilka godzin do egzaminu i już nic nie możesz zrobić. No, teoretycznie możesz przesiedzieć całą noc, ale po co, skoro to pogarsza zdolność odtwarzania już nabytych i utrwalonych informacji? Jedyne, co możesz zrobić to wyspać się, zjeść coś pysznego i podejść do tego, jak do jednej z wielu rzeczy, które masz w planach tego dnia.
Pomyśl: A, o ósmej sobie skoczę na egzamin, o dziesiątej na zakupy, potem zrobię sobie pranie i pouczę się do kolejnego, który mam za dwa dni. Takie wyluzowanie się, potraktowanie tego jak przejściowego etapu w życiu może pomóc Ci przenieść egzamin do rangi jednej z błahych rzezy, które wykonujesz każdego dnia. I dzięki temu – uwierzyć w siebie, bo skoro dajesz nastawić pralkę, to czemu masz nie dać rady z jakimś tam testem?
NIECH MOC BĘDZIE Z TOBĄ.
To nie jest pierwszy raz, gdy zdajemy egzaminy. Robiliśmy to już wcześniej, będziemy robić później. Pewnego dnia spotkamy się gdzieś przypadkiem i ja będę korzystać z Twoich zawodowych umiejętności i wiedzy, a Ty z moich.
Trzymaj się ciepło. Szykuje się ostra jazda, ale przebrniemy przez to. Nie taki diabeł straszny, a strach ma wielkie oczy. Pod koniec lutego wszyscy jeszcze będziemy się śmiać z tych stresów.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.