Większość ludzi sądzi, że ładne i tanie mieszkania z najlepszymi współlokatorami pod słońcem znaleźć można jedynie na przełomie czerwca i lipca, kiedy tuż po sesji cała rzesza studentów z dużych miast emigruje do domu rodziców i zależy im na wynajęciu tego, co po nich zostało. Jest w tym trochę racji, bo w tym okresie takich mieszkań jest po prostu najwięcej, ale minęłabym się z prawdą, mówiąc, że złapanie okazji jest wcześniej lub później kompletnie niemożliwe.
Przypadki chodzą po ludziach. Czasem na skutek różnych wypadków losowych zostajesz z niczym na kilka dni przed konieczną przeprowadzką. Czasem się zdarza, że mieszkanie, które było ustawione już od dawna dla Ciebie, nagle Ci przepada. Czasem w trzeciej, wrześniowej turze dowiadujesz się, że dostałeś się na wymarzony kierunek i spotyka Cię nieszczęście – w szczęściu.
Podobnie jest z najemcami. Ktoś rzuca studia, dostaje ofertę pracy za granicą, rodzi dziecko, rozstaje z dziewczyną albo nie dogaduje się ze współlokatorami. Młodzi ludzie zmieniają miejsce zamieszkania z różnych powodów i w różnym czasie. Perełkę zawsze można znaleźć – trzeba tylko dobrze szukać.
Nigdy nie miałam szczęścia do mieszkań, o czym możecie poczytać tutaj i tutaj. Pierwszy raz czuję, że miejsce, w którym mieszkam, może być czymś na stałe, choć to już moje trzecie mieszkanie w Krakowie. Łączy jednak kilka wspólnych cech – wszystkie były ładne, niezbyt drogie i szukane na ostatnią chwilę. Jedno we wrześniu, drugie w marcu, trzecie w maju. Wszystkie poza najbardziej obfitym okresem wynajęcia.
Jak przekopać się przez setki ofert? W jaki sposób dać się zauważyć? Jak znaleźć to, czego szukasz, nie tracąc godzin na przesuwaniu myszki w dół?
Well, I know it very well.
#1: Wklej zabawne zdjęcie.
Nie każdy jest zwolennikiem pokazywania swojej twarzy w ogłoszeniu o mieszkanie, ale wierz mi – warto to zrobić. Nie tylko po to, by pokazać, że masz do siebie dystans, ale przede wszystkim, by wśród setek ofert wyróżnić się czymś, co nie jest screenem mapy z oznaczonym na czerwono terenem poszukiwań albo zdjęciem mieszkania do wynajęcia. To nie jest konkurs piękności, więc zachęcanie urodą nie ma sensu. Chodzi o to, by czytelnika zaciekawić i – jeśli się da – rozbawić go.
#2: Zacznij od czegoś, co nie ma związku ze sprawą.
Najlepiej – od siebie. Dzięki temu potencjalny najemca albo Twój przyszły współlokator nie przestanie czytać po pierwszych dwóch zdaniach. Możesz napisać, co studiujesz, ile masz lat, o czym marzysz albo co lubisz robić w czasie wolnym. Zazwyczaj zainteresowania młodych ludzi mocno się pokrywają i często – nie mają ze sobą nic wspólnego. :) Pokazanie siebie nie tylko jako potencjalnego klienta, ale też jako człowieka, pomoże Ci nawiązać nić porozumienia z tymi, którzy mogą Ci coś zaoferować.
#3: Dodaj coś, co ma silny związek ze sprawą.
Podkreśl, czego szukasz, w jakiej okolicy i za jaką kwotę. Oprócz tak oczywistych rzeczy jak cena, którą jesteś w stanie płacić czy konkretny rejon, który pozwoli Ci na sprawny dojazd na uczelnię, warto urozmaicić ogłoszenie czymś jeszcze. Najlepiej tak, by wyróżniało się na tle pozostałych.
Ja preferuję pokoje jednoosobowe. Z dwóch powodów: czasem ludzie są dla mnie nieznośni i czasem ja dla ludzi jestem nieznośna. Potrzebuję świętego spokoju i prywatności; dzielenie z kimś niewielkiej przestrzeni zawsze wybija mnie z rytmu i zachęca do gadania w trakcie nauki czy pracy.
Dziś już wiem, że mieszkanie blisko centrum nie jest takie istotne – o wiele istotniejsza jest bezpieczna okolica wyposażona w przystanek. Tramwaj zawiezie Cię wszędzie w ekspresowym tempie. Nie ma też nic gorszego jak pleśń w łazience albo pralka, która się rozpada – warto zwrócić uwagę na te szczegóły w trakcie oględzin. Ilość osób z kolei jest ważna w kolejce do łazienki – zwłaszcza rano. Spóźniony na uczelnię nie zechcesz opowiadać wykładowcy, o koleżance, która brała prysznic przez pół godziny.
#4: Pokaż, że masz coś w zamian.
Najlepiej – normalność. Wspomnij o tym, że mimo poczucia humoru nie masz przesadnie lekkiego podejścia do życia, że lubisz spokój i porządek i że nie jesteś nerdem, który non stop siedzi zaszyty w swojej jaskini. Jeśli kręcisz nosem na ciągłę przeglądanie ofert, które codziennie są odświeżane i wzbogacane o nowe, musisz postarać się o to, by to inni przychodzili do Ciebie z gotową propozycją
#5: Poczucie humoru
Gdy się wygłupiam, wiem, co mam dystans do siebie. A to odgrywa tu istotną rolę. Przecież to jasne, że byle Kaufland, Lidl czy Carefour jest w stanie zastąpić mi Biedronkę. A ściany? Kto chce mieszkać w pokoju machniętym na oślep fioletową mazią? Wszystkim zależy na tym, by żyć w przestronnym, jasnym pomieszczeniu, tylko nikt o tym nie mówi. Oprócz mnie.
Niestety, niektórzy nie załapali. Ale nie żałuję. Nie dogadalibyśmy się.
SKUTKI
Żałuję, że nie zrobiłam screenów komentarzy, które pojawiały się do tej pory pod moimi ogłoszeniami. Było ich może ze dwadzieścia w ciągu pierwszych piętnastu minut. Byli tacy, którzy twierdzili, że nie mam szans znalezienia tego, czego szukam. I tacy, którzy mówili, że wzięliby mnie z otwartymi ramionami, gdyby mieli choć jedno miejsce więcej. I tacy, którzy kłócili się z jednymi i z drugimi.
Ja osiągnęłam to, co zamierzałam: moje ogłoszenie odznaczało się na tle innych. I zawsze, zawsze dostawałam to, czego w danej chwili chciałam.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.