Miała osiemnaście lat, gdy zaczęła umierać.
Była jedną z niewielu, a może jedyną osobą, która szczerze i w pełni cieszyła się na mój widok. Krzyczała radośnie moje imię ponad rzędami głów na ulicy i biegła w moją stronę, byśmy się mogły wyściskać i nacieszyć. Byłą jedną z najbardziej radosnych osób, jakie znałam. Szczera. Uczciwa. Wrażliwa. I dobra.
Nie chciała, by ktokolwiek wiedział o jej chorobie. Była typem słodkiej twardzielki – takiej, która nie lubi, gdy wszyscy się o nią martwią. Nie chciała współczucia, litościwych wspomnień. Kryła się przed światem, udając, że wszystko jest w porządku.
Nie była zwykłym człowiekiem. Była jedną z ludzi-pereł.
Nie mogłam uwierzyć, że może umrzeć, nim zdąży poznać, jak smakuje miłość.
*
Pamiętam tamto słoneczne, wrześniowe popołudnie. Spotkałyśmy się po szkole na placu zabaw. Siedziałyśmy na ławce, machałyśmy nogami, obserwowałyśmy bawiące się wokół nas dzieci. Czerwone, złote, zielone liście opadały z drzew, formując wokół nas materac dla jesiennych kretów i dyskretnych myszy.
Mówiła o swoich planach na najbliższy rok. O maturze i wymarzonych studiach. Mówiła o znajomych z klasy i o tym, że wciąż nie może znaleźć nikogo odpowiedniego dla siebie. I że ostatnio uwielbia długie, samotne spacery. Mówiła też o tym, że idzie jesień i nie wiadomo, jaka w tym roku będzie zima. I o tym, że przy leczeniu raka skuteczny jest syrop z aronii i amigdalina.
O tym, że od dłuższego czasu męczą ją silne bóle migrenowe i żaden lek nie pomaga, wiedziałam już od dawna. Siedziała koło mnie na niejednej imprezie osiemnastkowej, gdy wolała unikać alkoholu, a ja byłam dobrym kompanem do pogadania. Gdy jej powieki robiły się ciężkie, zaczynały puchnąć i opadać, szybko brała do ust duży biały krążek z sypkim antybiotykiem w środku i popijała wodą.
Tamtego dnia dotarło do mnie, że to guz mózgu.
*
Ciężko nam było oswoić się ze śmiercią.
Mieliśmy po osiemnaście lat. Byliśmy tacy młodzi. Śmierć wydawała nam się czymś odległym, stworzonym tylko dla naszych babć i dziadków. Choć nawet wtedy mówiliśmy: Miała tylko 70. lat. Mogła jeszcze tyle przeżyć.
A my przecież mieliśmy tyle do zrobienia. Dopiero zaczynaliśmy szaleć i próbować nowych rzeczy. Chodziliśmy na jazdy próbne i na imprezy. Testowaliśmy swój żołądek mieszaniem cytrynówki z winem i szklaneczką whiskey. Snuliśmy się po nocach, wracaliśmy piechotą z pobliskich wsi i strażackich remiz. W wakacje próbowaliśmy zarobić pierwsze pieniądze, robiliśmy kursy, naiwnie wierząc, że kiedyś się przydadzą.
Przecież dopiero zaczynaliśmy marzyć.
Pomyślałam wtedy, że odchodzi żołnierz. Jeden z tych,którzy mieli zmieniać świat.
*
Czasem na swojej drodze spotykamy ludzi, których jedno spojrzenie wystarczy, by zrozumieć, że pewnego dnia na zawsze odmienią czyjeś życie.
Dziś wiem, że jest tam gdzieś, w swoim nowym świecie. Z wymarzonym, idealnym dla niej mężczyzną, który kocha ją nad życie. Gdy patrzę na ich zdjęcia, widzę takie dwa, śmieszne ciapki. Jego wielkie okulary i wysokie czoło ścisłowca, jej proste brwi o łagodnym, nieco zamyślonym wyrazie i wspaniały kolor ust. Wiem, że jest szczęśliwa pośród rzeczy, które zawsze chciała robić.
Wiem, że mogę do niej napisać. Wiem, że wkrótce pójdziemy na kawę. Wiem, że znów będzie jak dawniej.
Po wielu miesiącach jej samotnej walki lekarza poddali w wątpliwość sens pierwotnej diagnozy. Może to jej wola życia odwróciła bieg wydarzeń.
A może czekanie na miłość.
„Ktoś zupełnie inny” to 10-częściowy cykl opowiadań, który udowadnia, że każdy z nas może mieć życie jak z oscarowego filmu. Motywuje, inspiruje, pozostaje na zawsze w pamięci.