Jakiś czas temu oglądałam jeden z bardzo starych odcinków LS’a, w którym Karol i Włodek przez chwilę zastanawiają się, czy osoba płci żeńskiej w wieku lat dwudziestu pięciu, to jeszcze dziewczyna czy już kobieta. Trochę mnie to zaskoczyło, bo ta sprawa wydawała mi się wręcz nie warta dyskusji, jakby odpowiedź była zupełnie oczywista. Wychodziłam raczej z założenia, że to zależy, za kogo się uważasz. W moim więc przypadku ta kwestia byłaby jeszcze bardziej sporna.
Od jakiegoś czasu mówię o sobie jak o kobiecie. Mam trochę życiowych, dorosłych doświadczeń. Byłam w długich związkach. Pracowałam w kilku miejscach. Spełniłam trochę marzeń. Przeżyłam kilka rzeczy zarezerwowanych tylko dla dorosłych – jak podróże na własną odpowiedzialność i za własne pieniądze. Podjęłam parę ważnych decyzji. Zarobilam trochę kasy. Chodziłam po urzędach, przeprowadzałam się z miejsca na miejsce.
Jeszcze kilka miesięcy temu trochę by mnie to wkurzało, gdyby ktoś w tym kontekście nazwałby mnie dziewczyną, a nie kobietą. Miałabym poczucie, że ktoś tutaj nie docenia wagi moich doświadczeń, wartości przemyśleń i zaradności życiowej.
Dzisiaj rozumiem, że nikt mi niczego nie odbiera. Jeśli już, to dostaję coś w prezencie.
MAM DWADZIEŚCIA LAT I PIEPRZONE PRAWO DO BŁĘDÓW.
Odkąd tylko pamiętam, zawsze był obok ktoś, kto uważał mnie za osobę bardziej dojrzałą, niż wskazywałby mój wiek. Dzięki tym słowom obrastałam w piórka, czułam się taka poważna, taka świadoma, taka odpowiedzialna. Sprawiało mi to taką przyjemność, że sama sobie dodatkowo narzucałam tę śmiertelną dojrzałość.
Pewnego dnia ktoś powiedział mi, że pewne rzeczy przychodzą z wiekiem. Wtedy jeszcze nie rozumiałam. Aż w końcu dotarło do mnie, że wciąż tłumaczę młodością innych ludzi, ale nigdy – samej siebie. To zabawne, bo dziś, gdy czytam o rozwoju człowieka od strony psychologii, dowiaduję się, że młodość rządzi się swoimi prawami. I trzeba z tego korzystać.
Gdy jesteśmy nastolatkami, buntujemy się przeciwko dorosłym i zasadom, które przekazywali nam, gdy byliśmy dziećmi. Bo niby dlaczego palenie i przeklinanie jest złe, skoro tata pali, a mama przeklina? Szukamy jasnych ścieżek i jasnych dróg. Chcemy wierzyc w idee. Ale z biegiem czasu porzucamy je na rzecz relatywizmu. Nie dlatego, że jesteśmy słabi albo źli. Ale dlatego, że dociera do nas, że życie nie jest czarno-białe.
Wszyscy popełniamy błędy. Jesteśmy tylko ludźmi. Czasem ranimy kogoś zupełnie nieświadomie. Grunt to z jednej strony nabrać pokory, powiedzieć: Przepraszam. i dostosować się do cudzych oczekiwań. Ale z drugiej strony identycznie ważne jest, by wziąć poprawkę na swoje urażone uczucia i spróbować zrozumieć przyczyny – pośrednie i bezpośrednie – cudzego zachowania i umieć wybaczyć, nikogo nie raniąc.
Życie nie jest czarno-białe. A my mamy prawo do błędów.
ZAWSZE CHODZI O COŚ WIĘCEJ.
Niejednej rzeczy w życiu nie zrobiłabym drugi raz. Nie dlatego, że wypadła raczej słabo albo źle ją wspominam. Ale dlatego, że była zwyczajnie głupia lub po prostu zła. Pukam się czasem w głowę za swoją naiwność sprzed lat i za brak zrozumienia własnych słów i czynów, które mogły kogoś zranić. Jednego jednak jestem pewna – niczego się nie wstydzę tak, by nie móc się do tego przyznać.
Po prostu. Nie jest mi za siebie wstyd. Odżałowałam, dostałam nauczkę, poniosłam karę, przeprosiłam, naprawiłam tyle błędów, ile mogłam. Czasem robimy coś bezwiednie. Nie wszystko można odkręcić mimo najbardziej szczerych chęci. To jednak nie oznacza, że nie warto próbować, a po pewnym czasie – także odpuścić. Pewne rzeczy w życiu kończą się tak po prostu.
Nie odbierajmy ani sobie ani innym prawa do popełniania błędów.
ŻYCIE JEST ZBYT KRÓTKIE, BY WYJMOWAĆ USB BEZPIECZNIE.
Myślę, że wielu rzeczy jeszcze w życiu nie przeżyłam. I wiecie co? Cholernie chce je przeżyć.
Chcę zakochiwać się w nieodpowiednich osobach. Chcę zmieniać raz podjęte decyzje. Chcę komuś ufać i znów się zawodzić. Chcę zbaczać z raz obranej ścieżki. Chcę robić rzeczy niebezpieczne, chcę czuć, jak wiatr zapiera mi dech. Chcę jeździć na festiwale i pić piwo z plastikowych kubków. Chcę zapominać, gdzie są moje granice. Chcę popełniać błędy.
Chcę, bo jestem tylko człowiekiem.
Życie jest zbyt krótkie, by za dużo myśleć. Nie można ciągle czekać. Ciągle się obawiać, że coś pójdzie nie tak. Trzeba działać i podejmować ryzyko, by czuć, że żyliśmy naprawdę. Trzeba być sobą, nie zastanawiając się nad tym, czy wypada. Dopóki odpowiadamy tylko sami za siebie, nie mamy dzieci, żon i mężów, a nawet potem – mamy pieprzone prawo do błędów.
I nikt nie ma prawa nam go odbierać.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.