Wsiadam do pociągu, wrzucam bagaż na półkę i zajmuję miejsce przy oknie. Wyglądam przez szybę i czekam, czekam, odliczając sekundy do odjazdu. Wbiega po schodach i zdyszany staje na drugim peronie. W pośpiechu rozgląda się po wagonach, więc macham do niego, wysyłam wiadomość i nawet z daleka widzę jego uśmiech. Wzdycham i jakoś mi tak ciężko. Maszyna rusza, a ja odjeżdżam razem z nią, stopniowo tracąc go z oczu.
Zostawiam za sobą całą codzienność i ruszam w trasę, by zdobyć świat.
Pociąg miarowo uderza o tory, podróżni kołyszą się w rytm. Wyciągam z plecaka plik notatek, zakładam słuchawki i gryzę marker, otwierając go zębami co jakiś czas. Próbuję się skupić, ale moje wysiłki kończą się fiaskiem. Marzę o herbacie i myślę o ciepłym domu. Chciałabym wrócić, odpocząć, zaszyć się pod kocem. I znów jadę w trasę, znów znikam z kątów, które tak dobrze znam.
Tam będzie trudniej i bardziej obco, bardziej samotnie i bardziej przelotnie.
A PRZECIEŻ MOGŁAM MIEĆ WSZYSTKO.
Jeszcze nie wiem, że wkrótce infekcja rozłoży mnie na tydzień, że wydam na badania tyle, co na Openera, że będę musiała zrezygnować z wielkiego marzenia o festiwalu i zaszyję się w domu, próbując uchronić organizm przed rozpadem. Ale teraz jeszcze żyję, więc jadę mimo zmęczenia i kiepskich warunków, choć nie mam tam zupełnie nikogo i przyjdzie mi spać najtaniej, w schronisku.
Jadę, bo jak niczego innego, potrzebuję teraz dystansu. Do miejsca, w którym żyję na co dzień i do jego spraw. Do ludzi, z którymi łączą mnie cele i podobieństwo, i przestrzeń lat. Do zwariowanej karuzeli – odległych wyzwań, przespanych szans, spalonych mostów, zamkniętych drzwi. W pociągach nie można mieć więcej i więcej, a wtedy liczy się tylko to, co ważne, najważniejsze.
Chcę podjąć ryzyko pomimo strat. Pomimo tęsknotek i niewyspania, pomimo stresików, złamanych zasad i mimo wszystkiego złego, co może się stać. Ruszam w trasę, by odkryć świat i by na nowo wrócić do domu.
CZASEM WOLĘ NIE MIEĆ NIC.
Nocą, gdy moja współlokatorka już śpi, siedzę w dziupli piętrowego łóżka i robię notatki do egzaminów. Jest druga w nocy, na korytarzu panuje cisza, a woda w łazience robi się zimna. I choć pościel jest inna, sztywna i sprana, po dniu pełnym wrażeń zanurzyć się w niej jest miło i błogo. Jeszcze przez moment piszę, jeszcze stukam w klawiaturę, ale nadchodzi już czas – na sen.
A potem po cichu zeskakuję z łóżka i staję gołą stopą na szorstkim dywanie, wpatrując się w światło latarni, które wciska się przez osłonięte kotarą okno. I myślę, że lubię to moje nic: ten kubek, który wożę ze sobą w trasę od lat i tę herbatę w małym woreczku. Te śmieszne, małe buteleczki kosmetyków, ubrania w stosikach i torebeczkę ładowarek.
I wiem, że warto narazić się na przygodę i niewygodę, na to swoje małe nic, bo wtedy jakoś tak wraca pamięć o tym, że szczęście jest wszędzie tam, gdzie są dobre myśli i dobrzy ludzie, ale dom jest tylko jeden i jedna jest miłość, która gdzieś czeka na nas, by zostać już na zawsze.
I WARTO JEST WRACAĆ.
Pędzę pociągiem przez zielone pola, mijam malutkich ludzi w oddali, te ładne, bialutkie domy i te zupełnie zapuszczone. W dłoniach trzymam książkę i słucham Spotify. Wysiadam na słonecznych stacjach, wdycham inne powietrze, rozglądam się za autobusem. Uczę się radzić sobie w miejskiej dżungli, podążam za tłumem, bo tłum – zawsze wie, jak przebrnąć przez dżunglę.
W centrach jest zgiełk, a ludzie pędzą. Czegoś szukają i gonią za umykającym czasem. Te same kawiarnie, galerie i samochody, te same kłopoty, tęsknoty i sprawy. A ja wciąż jeżdżę z miejsca na miejsca, z miasta do miasta i snuję się po ulicach, szukając pustki, przestrzeni i ciszy.
I lubię wyjeżdżać, choć wiem, że zostawiam za sobą wszystko, co mam. I lubię wyjeżdżać, bo w jednej chwili czasem odnajdę gdzieś swoje nic. I lubię wyjeżdżać, bo zawsze wracam.
Do codzienności, do domu, do ciebie.
Autorem zdjęć jest Felix Russel-Saw.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub moją stronę na Facebooku, zostaw komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. :)