W czerwcu 2005 roku, czyli trzy miesiące po tym, jak skończyłam dziesięć lat, razem ze swoimi rówieśnikami tkwiłam w dusznym autobusie do Jastrzębiej Góry. Jak wszystkie dzieci w tym wieku mieliśmy plan, by spędzić piękny okres Zielonej Szkoły nad zimnym, polskim morzem. Jakoś tak się złożyło, że jechaliśmy tam razem z dziećmi z innej podstawówki, bo nasze nauczycielki wybrały nie tylko wspólny hotel, ale i środek lokomocji.
Przepełniona nadziejami i tysiącem oczekiwań siedziałam na górnym piętrze autobusu akurat na styku mojej klasy i tych obcych dzieci. Rozpierała mnie energia, więc szybko nawiązałam kontakt z jakimś pyskatym chłopcem na ukos ode mnie i postanowiłam z nim przegadać resztę trasy.
Prowadziliśmy całkiem przyjemną, ożywioną konwersację, aż do momentu, gdy całkowicie na głos i bez ogródek zaprosił mnie na wspólną, międzyszkolną dyskotekę. Słuchające nas dzieci na moment zamarły, a ja roześmiałam się serdecznie i wyjaśniłam, że mój chłopak siedzi z tyłu, więc raczej pójdę z nim.
Wtedy on zmienił nagle front i wypalił z grubej rury:
„MASZ NOS JAK SKOCZNIA NARCIARSKA.”
Lubiłam Adama Małysza, więc w pierwszej chwili jego komplement mi zaimponował. Zaintrygowana złapałam się czym prędzej za czubek własnego nosa, trochę go pomacałam i niestety uznałam, że to całkiem możliwe. Ten fakt zaskoczył mnie jednak tak mocno, że zamilkłam potulnie i tym samym przegrałam jedną z pierwszych w moim życiu potyczek słownych z mężczyzną o wybitnie urażonej ambicji.
Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce, pobiegłam do lustra. Rzeczywiście! Mój nos, na który do tej pory nie zwracałam uwagi, okazał się całkiem zadziorny. A ja tak lubiłam zadziorne noski, o których tyle czytałam w książkach. Z drugiej strony, gdyby mu się przyjrzeć z boku, jego oczywista szczupłość na poziomie przegrody i oczywista mięsistość na poziomie koniuszka, wydały mi się na tyle komiczne, że zaczęłam się śmiać.
To oznaczało, że koleś z autobusu miał rację. On jednak nie uważał zadziornych nosków za urocze, skoro, chcąc ze mną walczyć na słowa, użył ich jako argumentu. Jako mężczyzna musiał być więc przekonany, że mój zabawny nos miał nieprawidłowy kształt.
Od tamtej pory, gdy ktoś pytał mnie, co bym w sobie zmieniła, jako pierwszy wymieniałam właśnie swój nos.
ICH SPOJRZENIA, NASZE KOMPLEKSY.
Gdybym mogła cofnąć czas, powiedziałabym swojej dwunastoletniej wersji, że za te dwa złote, które dostawałam od rodziców, nie warto codziennie jeść pączków, żeby nie rozbudować sobie na wieki wieków tkanki tłuszczowej. Dziś ona czyha z rozrostem na każdą moją sesję i każdy PMS, ale wtedy – wtedy o tym nie wiedziałam, więc pod koniec podstawówki lekka nadwaga zastąpiła dotychczasowy kompleks numer jeden.
Etap, w którym jadłam na potęgę nieświadoma konsekwencji, został we mnie na zawsze. To kawałek mnie, którego nigdy się nie pozbędę tak jak tego, co zostało mi wstępnie zapisane w genach. To część moich doświadczeń, wspomnień, przeżyć. To jeden z elementów, który tworzy dziś mnie, jaką jestem.
„Lepiej ci w kręconych.” – mówią na weselu, kiedy Ty – naturalnie masz proste i musiałaś nieźle się namęczyć, by zakręcić je choć na chwilę. „Nie lubię cię w okularach.” – słyszysz, choć borykasz się z głęboką, niemożliwą do skorygowania wadą wzorku i masz podłą alergię na soczewki. „Podobają mi się rude, z fioletową szminką na ustach.” – pada nagle z jego ust zaraz po tym, jak z czystej ciekawości przefarbowałaś się na blond i pokochałaś rockową czerwień.
Świadome i pewne siebie kobiety i tak pójdą swoją drogą, ale te nieco bardziej wrażliwe, usłyszą to pewnego razu, gdy będą miały gorszy dzień i pójdą z tymi słowami w świat. I przy każdej porażce, przy każdym rozstaniu te słowa będą do nich wracać jak bumerang. I będą się zastanawiać, czy mogły się kiedyś bardziej postarać, by być teraz kimś lepszym, niż w istocie są.
My, kobiety, znaczymy trochę więcej, niż na to wyglądamy.
MŁODOŚĆ TO TYLKO JEDEN Z WIELU ETAPÓW.
Przez całe wieki artyści, pisarze i filozofowie podkreślali, że kult ciała nie jest czymś, nad czym należy przesadnie się skupiać, ponieważ piękno nie zostało nam dane na zawsze. Dlatego właśnie o wiele lepszą inwestycję stanowią wartości nieprzemijające, które są, a przynajmniej powinny być – ulokowane ponad tym. Młodość przemija szybko, a ten błogosławiony czas pomiędzy fazą trądzikową a fazą zmarszczkową trwa zaledwie kilka lat.
Tak się tworzy okres godowy, w którym nie chodzi tylko o to, by spotkać kobietę/meżczyznę swojego życia, ale o to, by być najlepszą wersją siebie. By móc choć raz w życiu przejść się ulicą z wyjątkowo pięknym ciałem – własnym albo cudzym. Mogą oglądać się za nami, mogą oglądać się za tym, kogo trzymamy za rękę. Chodzi o satysfakcję. O kontemplację piękna.
Po 25. roku życia znów zmienia się nasze ciało, spada kondycja, przybywa nam cellulitu, siwych włosów, a na skórze pojawiają się pierwsze zmarszczki. I znów dociera do nas lekkość przemijania. Mężczyźni obudzeni już niejeden raz obok nieumalowanej kobiety zaczynają rozumieć, że świat nie składa się z ideałów. Doceniają nasz uśmiech i brzmienie głosu. Właśnie wtedy chcą się kochać, choć jesteś blada, w piżamie, a na czole wyskoczyła Ci krostka. Cieszy ich bycie z kobietą, a nie z jej odbiciem w lustrze.
Właśnie dlatego nigdzie mi się nie śpieszy. Ani do sezonu bikini. Ani do bycia kobietą na wydaniu.
Jestem kobietą. Ale nie na wydaniu. Jestem po prostu sobą.
MOŻE KIEDYŚ PRZEFARBUJĘ SIĘ NA RÓŻ, JAK MNIE NAJDZIE OCHOTA.
Pamiętam taki moment, kiedy jako 11-latka przeczytałam w kolorowej prasie słowa Scarlett Johansson: „Ja nie jestem piękna. Jestem seksowna”. Od tamtej chwili ją pokochałam. Jej wypowiedź oznaczała szansę dla mniej urodziwych kobiet na to, by one również pewnego dnia mogły stać się symbolem piękności. I choć wtedy jeszcze nie byłam w stanie stwierdzić, czy wyciągnęłam szczęśliwy los na loterii genów – już mnie cieszyło, że bez względu na to, co ludzie o mnie powiedzą – nie wszystko stracone.
Sophia Loren, jedna z największych gwiazd światowego kina powiedziała coś bardzo podobnego: „Seksapil jest w 50% tym, co masz, a w 50% tym, co ludzie myślą, że masz.” Urok osobisty to trochę więcej niż tylko wygląd – to całokształt tego, kim jesteś i jaka jesteś. Nie twierdzę, że dbanie o siebie jest złe. Ja tylko nie rozumiem, dlaczego my przeglądamy się w cudzych oczach jak w zwierciadle. Malujmy się, trenujmy, ubierajmy się ładnie, ale tylko wtedy, kiedy sprawia nam to przyjemność i kiedy mamy na to ochotę. Róbmy to naprawdę dla siebie. Świat nie powinien nas osądzać, gdy chcąc zdążyć na wykład, nie pomalujemy oczu ani wtedy, gdy po rozstaniu przytyjemy pięć kilo.
To wciąż jesteśmy my. My, kobiety. Nie chodzi nam o tylko to, by ktoś wielbił naszą urodę. Nosimy w sobie sprawy, na których nam zależy. Czasem chcemy się skupić na studiach i na niczym więcej. Czasem zdrzemniemy się na kanapie i nie mamy już siły iść na trening, chociaż to ostatnia szansa, by w tym tygodniu poćwiczyć. Czasem rodzimy dzieci, choć wiemy, że nasze piersi i brzuchy nie będą już dla Was takie same, gdy znów zapragniecie je całować i dotykać.
Kobiety to coś więcej, niż tylko ich obrazki z chwili, w której stoją nieruchomo przed wyjściem z domu, uśmiechnięte, pomalowane, pachnące i ubrane stylowo.
Kobiety to coś więcej niż odbicia w lustrze. Albo na kliszy.
COŚ DLA CIEBIE.
W swoich kategoriach możesz oceniać kobietę na podstawie jej wyglądu i mówić, że to takie mocne siedem i pół, no, może osiem na dziesięć. Tylko proszę – do każdej oceny dodaj sobie mały plus – zupełnie tak, jakby coś było w gratisie. I pamiętaj o tym, że w tym małym plusiku mieści się jej człowieczeństwo: jej pragnienia, jej lęki, jej pasje. Tam jest ukryta jej tęsknota i wrażliwość, tam myśli o starych rodzicach i martwi się o jutro. To cała magia bycia człowiekiem.
To za ten plusik kochaj swoją kobietę. Za to, że jest osobą, a nie odbiciem w lustrze.
Ten chłopiec z autobusu był tylko dzieckiem, a empatii przecież uczymy się z wiekiem. Mógł nie rozumieć, że niektóre słowa zostają w nas na całe życie. Pewnego dnia pewnie sam przekonał się, że po latach wciąż pamięta, co usłyszał, gdy był małym chłopcem.
Ale Ty – Ty to czytasz i jesteś dorosły. A przynajmniej tak o sobie myślisz.
Pamiętaj o tym, że słowa ranią, nim powiesz swojej dziewczynie, że wolisz ją inną, niż naprawdę jest.
Coś więcej: Karol Paciorek: Historia piękna. Dzięki za ten film.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis i moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. :)