To było dobre miejsce i dobry czas. Jeden moment, magiczny uśmiech, kilka słów, które zmieniły wszystko. A gdy wyciągnął ramiona, już było po mnie. Wpadłam jak śliwka w kompot i po raz pierwszy w życiu naprawdę zaczęłam coś czuć. Miesiącami wyglądałam go na szkolnych korytarzach, a gdy przechodził – nogi miękły mi na jego widok.
Pewnej niedzieli spotkałam go na ulicy i zaczerwieniłam się gwałtownie. Ona, kilka lat starsza, szła tuż obok – rzuciła mi jedno, bystre spojrzenie i od razu zrozumiała. Zaczęłyśmy długą, wieczorną rozmowę pełną moich zwierzeń, zachwytów i wzruszeń, które nie miały końca.
– I pewnie myślisz, że to ta jedna, prawdziwa miłość? – zapytała, przyglądając mi się uważnie.
– Tak! – zawołałam, zachwycona jej domyślnością. – Masz też kogoś takiego?
– Miałam – odpowiedziała spokojnie.
– I co? – dopytywałam zaciekawiona.
Zamilkła na moment.
– Nie wyszło – odpowiedziała i uśmiechnęła się.
Nie mogłam uwierzyć, że straciła nadzieję i nie walczy o prawdziwą miłość.
Ale byłam wtedy jeszcze naiwną nastolatką i żyłam w świecie platońskich idei.
POMYŚLAŁAM, ŻE ŚWIAT OSZALAŁ.
Gdy jesteśmy młodzi, wierzymy, że istnieją jakieś prawdziwe, idealne wartości. Wierzymy w miłość od pierwszego wejrzenia, przyjaźń aż do grobowej deski i dobro, które zawsze zwycięża. Na początku drogi wydaje nam się, że wierność, poświęcenie, szczerość, szlachetność, odwaga – to wartości, którymi wszystko można wygrać.
Po kilku latach życia w relacji z innymi ludźmi nagle wychodzi na jaw, że to nie jest takie proste. Dziewczyna, dla której pisałeś wiersze albo ten chłopak, za którym wypłakiwałaś oczy – też zakochują się po raz pierwszy i krążą po ulicach przepełnieni szczęściem. Twoja wierność, poświęcenie, cierpliwość i wizje wspólnej przyszłości nie miały żadnego znaczenia. Wypadasz z gry.
Ale choć świat pozbywa nas złudzeń, z wiekiem ta wiara wcale nam nie mija. Poznajemy kobiety i mężczyzn, którzy do nas pasują pod różnymi względami. Budujemy z nimi przyjaźnie i związki i tworzymy wspomnienia. Razem pijemy pierwszą kawę, palimy pierwszego papierosa, pierwszy raz, przypadkiem, całujemy się w usta. Pewnego dnia w zaciszu małej altanki czujemy, że spotkaliśmy bratnią duszę.
Męska wersja mnie. Kobieta taka jak ja. Mamy podobne zainteresowania, podobną wrażliwość na piękno. Godzinami gadamy o podróżach, leżąc na molo nad jeziorem, wdychając zapach lasu i gapiąc się w gwiazdy. Wysyłamy sobie piosenki i słuchamy ich przy zgaszonym świetle. Do trzeciej w nocy stukamy w klawiaturę.
To nie jest tak, że my czekamy na bratnie dusze.
My po prostu nie pozwalamy im odejść.
I ZNÓW TA BRATNIA DUSZA. I ZNÓW PRAWDZIWA MIŁOŚĆ.
Wierzymy w ideę miłości, ale od zupełnie złej strony. Wierzymy w nią, nie doświadczająć jej – stwierdzamy, że po prostu gdzieś tam jest i liczmy na to, że nam się przytrafi. Tworzymy wizje idealnych związków, a potem całkiem słusznie zgadzamy się na półśrodki. W tysiącach świadomych i nieświadomych rozważań typujemy cechy najwyższych wartości, by w odpowiedniej chwili mieć dowód, że to już.
Jeśli prawdziwa miłość naprawdę istnieje to nie taka, w jaką chcesz wierzyć. Nie można jej stwierdzić, zdiagnozować, wycenić. Nie jest nią żadna przesłanka idei. Nie jest nią mężczyzna równie szalony, wrażliwy i czuły jak Ty. Nie jest nią kobieta o podobnych zainteresowaniach, guście muzycznym i planach na przyszłość.
Jeśli kiedykolwiek zechcesz mówić o prawdziwej miłości – mów o niej po osiemdziesiątce. Mów tak o człowieku, który był przy Tobie do ostatniej chwili, do ostatniego tchnienia.
Prawdziwa miłość to nie bratnia dusza ani pierwsze uniesienie.
Prawdziwa miłość to ta, która zostaje z Tobą do końca.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis i moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. :)