TEKSTY

Przyjaciele po rozstaniu

Była ósma trzydzieści, gdy weszłam do spożywczego. Ciemną butelkę upchnęłam między niemieckim, geografią i kanapką, a potem poszłam na zajęcia. Kiedy spóźniona weszłam do klasy i nieuważnie położyłam otwartą torbę na stolik, z rozpiętego zamka wychyliła się szyjka ze złotym kapslem. Koleżanka siedząca obok spojrzała na mnie ze zdumieniem, wyszczerzyła zęby i rzuciła mi pytające spojrzenie. Machnęłam tylko ręką i odwróciłam głowę w drugą stronę, wlepiając wzrok w nauczycielkę. 

Wyszłam stamtąd tuż przed dziesiątą i nim ktokolwiek zdążył o cos zapytać, zagadać, zatrzymać mnie na moment, szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi budynku. Nie miałam dużo czasu. Nie chciałam o niczym myśleć.

Nie mogłam. Nie mogłam tego znieść.

Tak było łatwiej. Tylko tak mogłam przetrwać dzień, którego nie dało się zatrzymać.

MUSIELIŚMY GRAĆ DALEJ.

Kiedy masz osiemnaście lat, chcesz wierzyć w miłość na całe życie.

Mieliśmy swoją radiową kanciapę, w której przesiadywaliśmy na przerwach. To tam rozegrał się finał naszych kłótni. Ostatnie tygodnie. Ostatnie lata. Krzyk. Łzy. Wreszcie martwa cisza. Bo gdy padło tych kilka słów za dużo, kilka szczerych, gorzkich stwierdzeń, poczuliśmy, że nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Wiedziałam, że tym razem nie ma już odwrotu. 

Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. To był koniec nas.

Może byliśmy zbyt młodzi. Może zupełnie do siebie nie pasowaliśmy. Może targały nami emocje, przyzwyczajenia i nieugaszone pragnienie bliskości. Może byliśmy zbyt ambitni, by żyć w pojedynkę.

Ale mimo tych kłótni, niedopasowania, różnicy zdań, pasji i życiowych celów, chcieliśmy być ze sobą. Coś nas spajało. Sukcesy. Porażki. Kłopoty. Wyzwania. Podróże. Radości. Przygody. Rozmowy. Coś sprawiało, że przez życie woleliśmy iść we dwoje, trzymając się za ręce.

Tylko głupiec nie doceniłby tych wszystkich chwil spędzonych razem.

Tylko ignorant nie potraktowałby tego związku z szacunkiem.

TO NIE MIAŁO PRAWA SIĘ UDAĆ.

Od naszego rozstania minęło kilka lat. Jest wspaniałym przyjacielem i za każdym razem cieszę się, kiedy znów mam go spotkać. Oboje mamy swoje poukładane życia, w których nie ma miejsca na niepotrzebne emocje i pozbawione sensu powroty.

Ale po drodze popełniliśmy wszystkie błędy, jakie można było popełnić. 

Czułam, że bez niego nie dam rady. Przychodziłam do domu, jadłam, piłam, siadałam do biurka, na klawiaturę kapała pierwsza, druga, trzecia łza, a potem setna. I tak przez kilka dni. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Dlatego przez pierwszy tydzień trwały negocjacje. Potem zrozumiałam, że to nie ma sensu. Poszłam do fryzjera, walentynki spędziłam z koleżankami w barze, a dwa tygodnie później umówiłam się z nim do kina.

Płakałam całą drogę powrotną.

Ktoś powiedział, że muszę trochę odpuścić, żeby za jakiś czas móc z nim normalnie rozmawiać. Ograniczyliśmy kontakt, przestaliśmy dzwonić i pytać: Jak się czujesz? Mnie też jest smutno… Ale to najlepsze rozwiązanie, przecież wiesz… Po trzech miesiącach przerwy znów się spotkaliśmy. A potem kolejny raz. I kolejny. I nagle znów byliśmy razem.

Odzieliły nas od siebie różne miasta, kilka imprez i nowi ludzie.

TROCHĘ TO TRWAŁO.

Minęło trochę czasu, nim pozbieraliśmy się po tych wszystkich zawirowaniach. Niejeden raz ktoś kogoś zranił. Niejeden raz ktoś komuś narobił niechcący nadziei. Czasem kłóciliśmy się tak, że nie rozmawialiśmy ze sobą całymi tygodniami. Ja chciałam wpływać na jego życie. On na moje. Bez względu jednak na to, jak silne ponosiły nas emocje, zawsze o wszystkim mówiliśmy wprost.

Trzy lata to zbyt długo, by móc kiedykolwiek przejść obok siebie obojętnie.

Potem ja z kimś byłam. Teraz on z kimś jest. Ale nawet gdybyśmy byli wolni – to jest tak dobrze zamknięta sprawa, że nie byłoby już powrotów. Wiemy to oboje. Nie chcielibyśmy, nie moglibyśmy być razem. Bo wszystko zostało już przegadane. I myślę, że w tym tkwi sekret naszej przyjaźni.

W jego ustach Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. było obietnicą, a nie utartym frazesem, które ludzie mówią sobie na pożegnanie. Minęły trzy lata, a on wciąż – odbiera, oddzwania i pyta, co słychać. Każde z nas chce drugiemu pomóc. Wesprzeć. Wysłuchać. Coś pożyczyć.

To nigdy nie było friends with benefits. To zawsze było normalne. Zbyt dobrze siebie znamy, zbyt dobrze wiemy, że do siebie nie pasujemy, by bać się wyjść na kawę raz na jakiś czas. By czegoś oczekiwać i robić sobie nadzieje. Za starzy na to jesteśmy. Zbyt mocno szanujemy swój czas.

Dorośli często mówią, że pod żadnym pozorem nie można utrzymywać kontaktu z byłymi. Nie mogę się z tym zgodzić. Na pewno nie z każdym się da. Na pewno nie z każdym się chce. I nie z każdym można. Wszystko zależy od tego, z jakiej przyczyny drogi dwojga kochających się kiedyś ludzi, zupełnie się rozchodzą.

Ale nigdy, nigdy, nigdy nie powiem, że umiejętność zerwania kontaktu z kimś, z kim dzieliło się ogromną część życia, tylko dlatego, że coś się wypaliło, to dowód dojrzałości. Jest dokładnie na odwrót. To zdolność spojrzenia ponad emocjami, żalem, bezsilną złością i poczuciem straconego czasu czyni nas większymi ludźmi.

Przekreślić grubą kreską kogoś, z kim chciałam dzielić całe życie?

To jak wyprzeć się części siebie.


Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis i moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. :)

                                                                                                                                      

You Might Also Like