Zalecenie, by kochać jakąś rzecz dopiero wtedy, kiedy się ją poznało, staje się środkiem zastępczym. Kiedy osiągneliśmy poznanie, nie możemy już prawdziwie kochać (…). Zbadaliśmy jakąś rzecz, zamiast ją pokochać. Być może dlatego życie Leonarda jest o tyle uboższe w miłość od życia innych wielkich ludzi i innych artystów.
Poza zasadą przyjemności, Sigmunt Freud
Mamy po dwadzieścia lat i boimy się miłości. Boimy się tak, jakby bagaż naszych doświadczeń mieścił już i zdradę, i rozwód, i kilkuletnie dziecko. Nie chcemy nikogo unieszczęśliwiać. Nie chcemy niczego deklarować. Nie chcemy przeżyć zaangażowania i rozczarowań, nie chcemy zaczynać wszystkiego od nowa.
To, co zabija w nas odwagę do miłości, to poczucie czasu.
Im częsciej naukowcy snują przed nami wizje życia do setki, tym bardziej przeraża nas perspektywa związania się z kims na stałe. Boimy się wybrania kogoś dla siebie już teraz i spędzenia z nim reszty swoich dni, choć tak żyli nasi dziadkowie i taki przykład dostali nasi rodzice. Kiedy poznawali się i podejmowali decyzje, nikt z nich nie wiedział, że ich życie gwałtownie się wydłuży. Ani że na starość nie będą mogli już na siebie patrzeć.
Mamy dwadzieścia lat i nie wierzymy w miłość.
IM DALEJ W LAS, TYM WIĘCEJ DRZEW.
Myślimy o czasie, myślimy o porażkach i to nas powstrzymuje przed podjęciem ryzyka. Od ślubu przed trzydziestką, wolimy samotność do trzydziestki. Wolimy czekać na rozwój wydarzeń, które nigdy nie nastąpią, niż nadać historii własny bieg. Wolimy powtórzyć sobie kolejny raz: „To jeszcze nie teraz.”, niż zawalczyć w życiu o coś bardzo ważnego.
Nawet jesli samoświadomosc kształtuje się bardzo powoli i bardzo pózno i nie do końca wiemy, kim i jacy będziemy za parę lat, wciąż mamy szansę stworzyć miłość, która przetrwa wszystko. Jeśli uwierzymy nie tylko w drugą osobę, ale też w siebie – zaczynamy mieć szanse w tej szalonej grze o szczęście przed trzysiedziestką. Tym, co nas tworzy – są doświadczenia. Jednym z nich jest uczenie się relacji. Miłość jest w stanie wygrać dla nas tę bitwę. Miłość jest warta tego, by o nią powalczyć.
Tymczasem my tak długo testujemy, porównujemy, dopasowujemy cechy, zainteresowania i styl życia, że wpadamy w tryb poszukiwania ideału. W każdym znajdzie się coś, o co latami będziemy się kłócić. Coś, z czym się nie zgramy. Więc rezygnujemy, choć nie ma związków bez kłótni i to tylko pułapka pozytywnego myślenia.
Zamiast analizować, dajmy porwać się miłości.
Możemy mieć piękne życie.
MUSIMY TYLKO W NIE UWIERZYĆ.
Możemy wdychać zapach pyłu i żar słońca, stojąc na skraju Wielkiego Kanionu i trzymać się za ręce, milcząc z zachwytu. Możemy całować się pod niebem pełnym gwiazd na osiemdziesiątym piętrze Empire State Bulding. Możemy skoczyć przypięci do liny pośród klifów w Nowej Zelandii i zanurzyć głowy w chłodnym nurcie wody dziesiątki metrów pod mostem.
Możemy spacerować po Manhattanie tuż przed maratonem w Nowym Jorku, a potem wsiadać do żółtych taksówek i robić zdjęcia na Main Square. Możemy jechać przez Miami wzdłuż rzędów palm w lśniącej bryce z odkrytym dachem i tańczyć na plaży nocą, wdychając zapach jodu. Możemy przyglądać się szczęściu na biednej Kubie, tańczyć salsę i jadać w kafejkach w kolorowych domach bez dostępu do internetu.
Możemy pojechać razem do Maroko, słuchać Tony’ego Benneta i pić białe wino o drugiej w nocy na balkonie z metalową barierką. A potem nad ranem przynosić sobie kawę do łóżka i rozlewać ją na białą pościel, w natchnieniu gadając o spełnionych marzeniach.
Możemy dawać ptaszki przy kolejnych punktach i myśleć o sobie jak o ludziach sukcesu.
Możemy to wszystko zrobić razem.
I myśleć o miłości.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis i moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. :)