TEKSTY

Być w pełni sobą.

Być w pełni sobą

Wiosną zrywamy z nimi bez na tyłach opuszczonych budynków i biegamy po parkach, śpiewając na głos stare piosenki. Latem leżymy razem na opuszczonej szosie, powietrze pachnie kurzem, zza horyzontu nadciąga długo oczekiwana burza i można milczeć albo liczyć gwiazdy. Jesienią rzucamy w nich kupką czerwonych liści – zmiętych i brudnych od ziemi, a zimą wysiadają na małej stacyjce, śnieg chrupie im pod nogami i biorą nas w ramiona, ciesząc się jak dzieci z wirujących płatków.

Tacy ludzie w naszych życiach pojawiają się tak nagle, jakby ktoś przysłał ich z zaswiatów. Ale wystarczy jedna wymiana spojrzeń, jeden niepewny uśmiech i już od pierwszej chwili wiadomo, że zostaną tak – na zawsze.

Każdy z nas potrzebuje kogoś, kto czasem spyta, czy napijesz się herbaty i poczyta książkę, gdy ty piszesz pracę zaliczeniową. Kogoś, kto pójdzie na siłownię, gdy ty zechcesz pobiegać, kto do świtu będzie z tobą gadał o muzyce i zasypywał cię cytatami z twoich ulubinych filmów. Kogoś, kto przyniesie ci kawę do stolika, kto wezmie od ciebie ciężką torbę i przeprosi, gdy zrobi ci się przykro, zamiast w odwecie zarzucić cię serią pretensji. Kogoś, kto zrozumie, jak ważne dla ciebie  sprawy, którymi żyjesz, gdy wszyscy inni dawno już śpią.

Ale spotykamy ich niezwykle rzadko. 

CZASEM WOLĘ PRACĘ OD INNYCH LUDZI.

Bycie kobietą na konkretach doprowadziło do tego, że ze wszystkiego zaczęłam się ludziom spowiadać. Kiedy mówię, że mam korki, pytają, o której. Kiedy mówię, że muszę się uczyć, tłumaczą, że mogłabym czasem wyluzować. Kiedy mówię, że idę na trening, pytają, czy nie mogłabym pójść pózniej.

No, mogłabym. Ale nie chcę.

Nazywają mnie kujonem, choć nigdy nie uzyskam stypendium – po prostu lubię to, co studiuję, nie walczę o oceny. Irytują się, gdy mówię o pozycjach w grafiku, choć wiedzą, jak kocham porządek i że wciąż rezygnuję z czegoś dla nich. Kiedy wchodzę do baru, śmieją się, że przyszła wielka gwiazda, pani blogerka i choć czasem nawet nie pamiętam, skąd właściwie się znamy, w kółko powtarzają, że musimy kiedyś pójść na kawę i mam się nie tłumaczyć, bo jak będę chciała, to znajdę dla nich czas.

A jak nie, to widać woda sodowa uderzyła mi do głowy.

Przestałam im odmawiać. Nie chciałam być niemiła. Nie chciałam znów słuchać, jak złym człowiekiem jestem, jak bardzo nie zależy mi na relacjach i jak wszystko w swoim życiu z cała pewnoscią zniszczę.

I tak zrobiłam sobie ogromną krzywdę.

SZCZĘŚCIE MOŻE BYĆ WARTOŚCIĄ STAŁĄ.

Tym, co daje mi największe szczęscie jest dobrze wykonana praca. To tekst, którego nie napisałam na ostatnią chwilę. To kolokwium zaliczone na pięć, dzięki wiedzy nabywanej regularnie, a nie dlatego, że powtórzyły się pytania przeczytane noc wcześniej. To godzinny trening, który wykonałam ze spokojem, mysląc tylko o dobrych rzeczach w moim życiu, a nie o tym, co jeszcze muszę zrobić. 

Mam pasję, mam ambicję, mam marzenia, o które chcę walczyć.

Być w pełni sobą to żyć każdą chwilową pasją, która pojawiła się w przeciągu życia  – nawet jesli dziś niewiele mam z nią wspólnego. Czasem muszę wejść na drzewo i pomachać nogami z wielkiej gałęzi, by odnalezć na nowo radosc życia. Czasem chcę odłożyć telefon, a do ręki wziąć gitarę i odegrać nieporadnie to stare, poczciwe Bubbly. Czasem potrzebuję pójść z mamą na basen i wskoczyć na główkę do chłodnej wody, by zrozumieć, co w pływaniu kochała tamta dwunastolatka, którą byłam kiedyś.

W tym roku nie słucham już nikogo. Idę za swoją intuicją.

Powalczę o marzenia tej małej dziewczynki, którą jestem do dziś.

ZAGALOPOWAŁAM SIĘ.

W pewnym momencie przestałam zauważać, że padam ze zmęczenia nie dlatego, że zbyt dużo od siebie wymagam i zdecydowanie za dużo pracuję. Chciałam uszczęśliwić cały świat na siłę i między jednym a drugim obowiązkiem próbowałam jeszcze zmieścić pięć spotkań – nawet jeśli wychodziłam z nich tak zmęczona, że potykałam się o własne nogi.

Nie miałam czasu na odpoczynek. Ale miałam czas dla innych.

Tymczasem każde nieplanowane spotkanie oznaczało, że kolejny raz położę się o trzeciej w nocy, że kolejny raz zacznę robić 80-minutowy trening na dworze o 22.45 i że kolejny raz potraktuhę kogoś zle w tak przyjemny dzień jak sobota, bo będę zbyt sfrustrowana ilością pracy, która spadła mi na jedną dobę. 

Poczułam, że upływają mi kolejne lata życia, a ja wciąż nie żyję tak, jak naprawdę tego chcę.

I że nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będę tak żyć.

SAMA SOBIE STEREM I OKRĘTEM.

Chodzę po mieszkaniu i powtarzam na głos: „Niestety nie mogę, pracuję, a moja szefowa to straszna zdzira. Przykro mi, naprawdę, ale za chwilę mam wizytę u masażysty. Nie dam rady dzisiaj, muszę być na treningu, bo trener mnie zabije. Lecę do domu, za moment kurier przywiezie mi obiad.”

Nikt nie widzi, co się dzieje, kiedy gasną wszystkie światła. Świat nie podchodzi mnie przytulić, kiedy siedzę zmartwiona, że nie zdążę opublikować artykułu na czas i nikt nie zobaczy tego, co napisałam, bo Facebook obetnie mi zasięgi. Świat nie leży obok mnie, kiedy nocą przy świetle małej lampki słucham The Lumineers i myślę o marzeniach na kolejny rok.

Myślę o nich ciepło do momentu, kiedy wierzę w siebie.

Wątpię w siebie, kiedy słyszę, że jestem zła.

Ale życie nie ma sensu, kiedy zapominam o marzeniach.

Więc nie chcę tego słuchać. Jestem dobra. 


Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub ten wpis i moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. :)

                                                                                                                                      

You Might Also Like