TEKSTY

Czas, w którym ciężko się odnaleźć.

Zawsze był wielkim tradycjonalistą. Wiecznie z głową w chmurach i myślami pełnymi wielkich idei. Chodził w tych swoich przetartych spodniach i czarnych golfach, naciągniętych na chudą klatkę piersiową. Patrzył przed siebie zamglonym wzrokiem, w ostatniej chwili łowiąc znajome twarze, by im wymruczeć głębokim głosem ciche pozdrowienie. Mrugał powiekami. Uśmiechał się. Czasem ludzie go nie rozpoznawali, ale on pamiętał wszystkich. Nawet panią z warzywniaka, która raz czy dwa przyszła na zastępstwo.

Przez jego łagodne rysy i smutne oczy przemawiało zawsze to samo pragnienie. Pragnienie, które nadawało bieg jego życiu, odkąd tylko zaczął świadomie wybierać. Marzył o tym, by świat był trochę lepszy. Nie dla nas – dla tych, co po nas przyjdą. Definiował dobro wartościami istniejącymi od początków świata. I jak ten świat – tak samo starymi. 

Milczałam, gdy powoli odchodziłam od jego idei. Milczałam, gdy dostrzegałam, że światem rządzą nowe prawa, a jego wartości są jak z innego pudełka puzzli. Milczałam – i patrzyłam, jak rodzą mu się dzieci, a jego włosy z miesiąca na miesiąc robią się coraz bardziej siwe.

Był jak bohater wrzucony do złej baśni.

Byłam pewna, że tę ufną, pozbawioną przesadnej interpretacji wiarę chce przekazać kolejnym pokoleniom. Miałam wrażenie, że mimo upływu lat i piewszych objawów starości wciąż wierzył w to, że warto jest poświęcić wszystko dla życia według idei – nawet tych, które dawno się zdezaktualizowały. Jakie było moje zdumienie, gdy pewnego dnia powiedział o swoim synku:

Zrozumiałem, że chroniąc go przed dzisiejszym światem, tak naprawdę wcale mu nie pomagam. Jemu wcale nie będzie przez to łatwiej. Im szybciej zaznajomi się z technologią, im szybciej nauczy się z niej korzystać, tym większe będzie miał szanse, by poradzić sobie w życiu.

Ale ja wiedziałam to od dawna.

DALEKO OD TAMTYCH WARTOŚCI.

Przez kilka lat nie mogłam pogodzić się z myślą, że kiedyś mogłam twierdzić, że urodziłam się w złych czasach i że cudownie byłoby żyć w okresie wojny, pozytywizmu albo wczesnego PRL-u. Zaczytywałam się w wierszach Asnyka i Baczyńskiego, kierowała mną potrzeba poświęceń, buntu i ryzykownej walki o lepszy świat. Długo nie mogłam uwierzyć w to, jak mogłam być na tyle głupia, by pragnąć żyć w czasach zwiększonego ryzyka, gdzie na każdym kroku na mnie i moich bliskich czyhałaby okrutna, przedwczesna śmierć.

Dzis już wiem, że czegoś gorąco pragnęłam, czegoś szukałam w tych najczarniejszych i najstraszniejszych wizjach. Czegoś mi brakowalo, czegoś potrzebowałam, gdy byłam zagubioną, młodziutką dziewczyną. Czegoś niezrozumiałego, kruchego i nieuchwytnego.

Czegoś magicznego. Sensu życia. 

NIE MA ŁATWYCH CZASÓW.

Wśród nas tak wielu jest tych, których przy życiu trzyma jedynie wiara w to, że pewnego dnia odnajdą w życiu sens. A przecież wystarczy tylko chwila, by nieuważnie przekroczyć granicę, za którą nie ma już nadziei. Tak kruche jest życie wypełnione ufnym czekaniem na pomoc. Tak trudne dla naszych bliskich jest wskrzeszenie w nas przekonania, że mamy po co chodzić po tej ziemi. Tak ciężko jest nam żyć wśród ludzi, którym nawet nie przemknie przez myśl, jak szczęśliwe jest życie wypełnione sensem.

Mijają dni. Z przystanku na przystanek. Od aromatu aż po ostatni łyk kawy. Mamy cel. Skończyć studia. Zakochać się aż do szpiku kości. Wyruszyć w podróż dookoła świata. Żyjemy w ciągłym czekaniu na jeszcze jedno zwycięstwo, jeszcze jeden pocałunek. I jeszcze jeden. I jeszcze. I kolejny.

Patrzymy na przygarbionych dziadków, tulimy ich chude ramiona. Pragniemy dożyć setki nie dla liczby lat – dla samej cudowności trwania. Piękny jest świat, w którym istnieje miłość i Wielki Kanion, lśniący lakier mustaga i podniecająca wizja sześciu zer, dla których chcemy żyć, o które chcemy walczyć. 

I straszna w tym wszystkim jest myśl, że możemy umrzeć już za chwilę.

MUSIMY SIĘ W TYM ODNALEŹĆ.

Krążymy po ulicach pełnych anonimowych turystów. Biegniemy co sił, by zdążyć przed dzwonkiem tramwaju. Nocą oświetlamy twarze światłem ekranów, modląc się, by podczas snu nie zapłonęła ładowarka. Syczy lodówka. Pralka gra melodię.

Czasy, w jakich się rodzimy, nie są ani lepsze, ani gorsze od tych, które już minęły. W prezencie dostajemy tylko życie. Nie sytuację polityczną, nie pieniądze, nie klimat.

Gdybyśmy tylko nauczyli się korzystać w dobrym celu z tego, co dał nam los. Gdybyśmy potrafili kochać tam, gdzie jesteśmy sami, cieszyć się zdrowiem, gdzie zabraknie nam sukcesów i zachwycać się zieloną okolicą, gdy brakuje pieniędzy na Wielki Kanion. Gdybyśmy tylko zaczęli żyć pogodzeni z tym, co nadejdzie. Gotowi na śmierć. Walczący do końca.

O ile łatwiej byłoby nam żyć.

You Might Also Like