Nad Wisłą budzi się wiosenny poranek. Słońce rozjaśnia wieże nad Wawelem. Gałęzie zimowych drzew kołyszą się w rytm wiatru, pierwsze pąki zaczynają rozkwitać. Rybacy rozłożeni między kałużami powoli wyciągają tytoń z kieszeni szerokich spodni. Mewy gubią białe pióra. Świat budzi się do życia.
Po obu stronach rzeki w nierównych odstępach biegną szczupłe sylwetki kobiet przyodzianych w czarne legginsy i kolorowe bluzy. Ich neonowe buty szoruja asfaltową drogę, białe słuchawki kolebią się na uszach. Męczą się jak zwykle, jak dawniej – za czasów liceum.
Trochę dyszą, trochę się pocą, trochę biegną, czując się tak, jak stały w miejscu. Głowa i tułów brną szaleńczo do przodu, a nogi smętnie wloką się za ciałem. Przez śpiew ptaków i szum wody przedzierają się ich przekleństwa i samo-motywujące szepty.
Byle do wakacji. Byle do lata.
SKÓRY PODSZYTE KOMPLEKSEM.
Każdego roku na wiosnę gorączkowo próbują schudnąć. Na lekkim kacu po imprezie albo dzień po samotnym zjedzeniu paczki chipsów nabierają motywacji i wychodzą na trening. Wracają zdyszane, jedzą twarożek z rzodkiewką i wrzucają zdjęcie na insta, tryskając dumą.
Irytuje ich długotrwałość wysiłku i zmienność pogody. Od wzburzonej nagle krwi swędzą ich nogi, a ciśnienie w głowie sprawia, że bolą ich uszy. Nie cierpią zmęczenia, które przychodzi dwie godziny po treningu. Powtarzają, że walczą z własnym lenistwem i wychodzą ze strefy komfortu.
Po męczącym dniu chcą o 5.45 odróżniać dźwięk budzika od ciszy. Podnoszą się i wstają, choć za oknem jest jeszcze ciemno. Daleko im do radości, spełnienia czy poczucia satysfakcji. Motywuje ich tylko jedna myśl – wizja roznegliżowanej sylwetki. Trzeba tylko wstać z łóżka.
W głębi duszy wierzą, że walczą z kompleksami.
W rzeczywistości dokarmią je każdego dnia.

A PRZECIEŻ MOŻNA INACZEJ.
Wyrzuć za krótkie spodenki, które zasłaniają tylko pupę. Pozbądź się za małych bluzek, opinających się na brzuchu za każdym razem, gdy zjesz obiad na mieście albo wciągniesz miseczkę owoców. Wsadź do worka obcisłe sukienki i spodnie, w których ledwo możesz oddychać. I wyluzuj.
Walka z kompleksami nie polega na pozbyciu się zbędnych kilogramów ani na udawaniu, że ich nie ma. To właśnie samoakceptacja, a nie próba dopasowania się do narzuconego modelu sprawia, że stajemy się atrakcyjne. Dopóki nie jesteś sportowcem z zawodu, nie musisz mieć sportowej sylwetki. Nic na siłę.
Dbajmy o siebie, ale nie na wariackich papierach. Jedzmy zdrowo, pijmy dużo wody, dbajmy o codzienną aktywność – spacer z psem, przejażdżkę rowerem, dzikie tańce przed lustrem. Ubierajmy się tak, by było nam wygodnie i by czuć się dobrze ze sobą. I przestańmy ciągle gonić za jednolitym modelem.
Musimy odciąć się od potencjalnej krytyki i pokochać swoje życie takie, jakim jest.
I pokochać w nim siebie.

DO LATA PIECHOTĄ BĘDĘ SZŁA.
Wiosna to nie pora, by wywracać swoje życie do góry nogami i porzucać codzienne obowiązki na rzecz szczupłej sylwetki. To nie czas, by nienawidzić życia i wstawać na wymuszony trening, i zamiast zwykłych ciastek jeść kulki mocy.
Wiosna to czas, by patrzeć w górę i podziwiać błękit nieba nad blokami, białe kłęby chmur i promienie słońca tańczące na jeziorze. By wdychać zapach fiołków, bzu i kwitnącej magnolii, by leżeć w trawie i pleść wianki z kwiatów.
Wiosna to czas miłości.
Pora zacząć od siebie.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub moją stronę na Facebooku, zostaw komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. :)
