TEKSTY

Warszawa. O krok dalej od miejsca na Ziemi.

Kiedyś mówiłam, że chcę zostać w Krakowie na zawsze. Kiedyś byłam zachwycona tym miastem. Z czasem trochę mi przechodziło, czasem trochę narzekałam. Aż w końcu zrozumiałam na pewno: to nie jest moje miejsce na Ziemi.

Dziwią się, gdy mówię, że wkrótce, może już niedługo – Warszawa. Dlaczego Wawa? Bo tak, bo lubię, bo chcę pomieszkać trochę w stolicy. Kiedy ma być ten czas na spełnianie swoich zachcianek i zaspokajanie ciekawości? Młoda jestem, dzieci nie mam, rodzice sobie radzą, nic mnie nie trzyma. Mogę być, gdzie chcę.

Więc Wawa, tak? Ale to już na stałe? Tam chcesz mieszkać? Nie, nie chcę, nie na stałe. Chcę do Wawy, bo jestem ciekawa. To co potem? A kto wie? Może wschód Polski, a może południe? Może góry, może Gdańsk? A może na pół roku Granada? Albo Kanada?

Skończę studia, zrobię praktyki, przeprowadzę badania.

ZNIKAM.

Jako nastolatka jeździłam do Krakowa na koncerty w filharmonii i spektakle w Teatrze Słowackiego. To było moje miasto, czułam to od początku. Wracałam do domu przepełniona uczuciem uniesienia i mówiłam rodzicom, że znalazłam swoje miejsce na Ziemi. I że tak strasznie żal mi, że muszę się jeszcze męczyć te kilka lat tak daleko od niego. 

Chodziłam po wąskich uliczkach i zachwycałam się każdym kątem, każdy kamieniem i każdą kamienicą. Wdychałam wilgoć i zapach starych bram i próbowałam nasycić się zachodzącym słońcem, rozbijającym się o fasady budynków. W takim mieście mogłabym wciąż uśmiechać się do ludzi, czytać poezję na ławce w ogrodzie na Wawelu albo zajadać ciasta w małych kawiarniach.

Siedząc pod wielkim niebem na nagrzanym od słońca asfalcie, słuchając szumu rozmów i stukotu obcasów, czułam, że świat stoi przede mną otworem i nic mnie nie powstrzyma przed jego podbiciem. Ale wtedy była wiosna, ciepły maj i istniało dla mnie tylko Stare Miasto. Nie wiedziałam nic o smogu. Nie wiedziałam nic o korkach. Nie słyszałam pisku tramwajów. Z zielonych Plant nie można było dostrzeć brudnych budynków, dwupasmowych, wielkich ulic i skrzyżowań przeciętych metalowymi torami. 

NIGDY NIE ZAPOMNĘ.

Po pierwszym roku studiów zaczęłam pracować jako kelnerka w samym rogu wielkiej płyty rynku. W żółtej spódniczce i małym koczku, opasana czarnym fartuszkiem z napisem Pracownia biegałam z dużą, okrągłą, zieloną tacą między parasolami, podając ludziom kawę. Godzinami patrzyłam na Wieżę Ratuszową i kościół Mariacki w oddali, na Sukiennice i zaczarowane dorożki. Słońce powoli zachodziło, nocne, kolorowe światła rynku wychodziły z ukrycia. Ktoś się śmiał, ktoś rozlewał wino, ktoś zaczynał tańczyć, ktoś inny śpiewać.

Myślałam wtedy, że to jest chwila. To jest ten czas.

Nigdy nie zapomnę tych jesiennych poranków na Gołębiej ani pierwszego, listopadowego deszczu na Brackiej. Nie zapomnę klimatu starego wydziału, małych pomieszczeń z krągłymi sklepieniami ani książek, które miały pewnie ze sto lat. Nigdy nie zapomnę papierowej paczuszki cukierków na Floriańskiej i malutkiego sklepiku pełnego aniołów – rzeźbionych w drewnie, malowanych na płótnach, wyszywanych na poszewkach.

Ale nie zapomnę też czerwonego wina, które piłam przy eleganckim stoliku w Sukinnicach, trochę płacząc. Tych wężowych ścian, białych obrusów i okrągłych luster ze zdobioną ramą. Już zawsze będę pamiętać muzykę na żywo, pianistę, który siedział przy czarnym fortepianie, grając Sailing.

Czułam, że świat, który tak dobrze znałam, po raz kolejny wypadł mi z rąk. I pora iść dalej. Samemu.

NIE WYŻEJ, LECZ DALEJ.

Zamieniłam poezję na blog. Szpilki na trampki. Zamieniłam polską literaturę piękną na neurobiologię. Regały pełne książek na regały pełne segregatorów. Polityczną prasę, której nigdy nie chciałam czytać na długie, naukowe artykuły w sieci i wykłady znanych profesorów psychologii. Raz po polsku, innym razem po angielsku.

Kiedyś miałam swój wielki, artystyczny świat. Rzadko opowiadam o tym, kiedy, jak i dlaczego Kraków mnie zawiódł. Nie często czuję się na siłach, by mówić o wielkim upadku nastoletnich idei. Pewnego dnia zrozumiałam, że istnieje świat jeszcze większy od tego, który znam. Jakaś większa przestrzeń, inne powietrze. Poza kamienną płytą rynku są lasy i łąki. Ponad chmurami jest kosmos.

Zrozumiałam, że jest coś dalej. Nie wyżej, ale dalej. Kolejny level, choć wciąż na równi z tymi samymi ludźmi. Chciałabym żyć w takim świecie. Chcę, żeby mój świat taki był.


Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. 

                                                                                                                                      

You Might Also Like