Często słyszę od znajomych, że czegoś im brakuje – że na rynku najbardziej im potrzebnych dóbr panuje pustka i hula wiatr. Mówią tak o lepszej pracy, nowym, tańszym mieszkaniu, mężczyźnie albo kobiecie, z którymi mogliby stworzyć coś więcej niż tylko przelotną relację.
Jestem pełna zrozumienia dla ludzi, którzy w momencie kryzysowym boleśnie odczuwają ten czy inny deficyt. Sama niejeden raz czułam, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia i wiem, że narzekanie w takiej chwili naprawdę przynosi ulgę. Słucham więc cierpliwie i pocieszam, ile mogę. Ale jest mi przykro, gdy widzę, że mnie właśnie kolejny raz coś się udało i ciężko jest dzielić się radością i sukcesami z ludźmi, którzy doświadczają nieustannych porażek.
Zazwyczaj ci, którzy bardziej ode mnie potrzebowaliby gwałtownej zmiany, stoją w miejscu najdłużej. W toku zbierania doświadczeń nie wypracowali jeszcze systemu „Gdy zrozumiem, że jest mi źle, natychmiast coś zmieniam”. I tak toksyczny związek, wyczerpująca praca, studia, do których się nie nadają albo mieszkanie, za które płacą krocie – stopniowo dewastują ich poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny.
Nie każdemu z nas należy się Oscar albo Nobel, nie każdy może zostać milionerem. Ale wierzę w to, że każdy z nas jednakowo zasługuje na to, by czuć się spełnionym, kochanym i spokojnym o przyszłość.
Musimy sobie pomagać.
WSZYSTKO MOŻNA ZROBIĆ INACZEJ.
Czasem z westchnieniem mówię, że w dzisiejszych czasach łatwiej jest homoseksualiście znaleźć drugą połówkę, niż hetero spotkać kogoś wolnego przeciwnej płci. I choć jest to oczywiście tylko żart, to muszę przyznać, że jest w nim trochę prawdy. Oni po prostu mają zupełnie inny plan działania.
Polega na tym, że homoseksualista od razu nastawia się, że nie będzie mu łatwo znaleźć kogoś dla siebie. Wie, że bedzie trudno. Nie oczekuje taryfy ulgowej. Żaden mężczyzna ani kobieta nie zapuka do drzwi i nie powie: „Wiem, kim jesteś, kocham cię i chcę z tobą być.”. Czasem będzie musiał czekać na czyjś coming out, by trafić na odpowiednią osobę. Czasem będzie musiał szukać w specyficznych klubach. Czasem tylko liczyć na przypadkowe spotkanie, ale wzajemnego rozpoznawania też trzeba nauczyć się z czasem.
Nawet jeśli my nastawiamy się na ciężką pracę, wciąż mamy pewne społeczne oczekiwania. Ale świat nie jest już taki, jak był dziesięć lat temu. To nie jest ta sama rzeczywistość, jaką pamiętamy u dorosłych, gdy my byliśmy w gimnazjum. Na studiach dla większości jesteśmy zupełnie anonimowi. Większość relacji społecznych przeniosła się do Internetu. Świat się zmienił. Dopiero kiedy to zaakceptujemy, możemy budować prawdziwe, ludzkie życie od nowa.
CZASEM COŚ MI SIĘ UDAJE.
Ostatnio jestem coraz bardziej pewna swoich decyzji. Prostuję plecy, uśmiecham się i kroczę raźno po ulicy. Podoba mi się moje życie. Doceniam swoje sukcesy. Widzę, że mam lepszą kondycję, niż rok temu, studia, na których chce mi się uczyć i bloga, którego czytelnicy szanują, choć nie jest duży. Ale powiedzieć, że do swoich sukcesów doszłam ciężką pracą, to za mało. To nie jest cała prawda – to tak mała jej cząstka, że czyni to stwierdzenie nieprawdą.
Wychowałam się w poczuciu bezpieczeństwa. Rodzice akceptowali wszystkie moje decyzje dotyczące edukacji i przyszłej kariery – nawet jeśli co chwilę zmieniałam plany. Miałam ich wiarę, wsparcie i pełne zaufanie. Dlatego nigdy nie bałam się podejmowania ryzyka – rzucania studiów, klas, mieszkań, pracy i kończenia związków, w których czegoś mi brakowało. Wielu z nas nie miało takiego dzieciństwa i obawa przed stratą ciągnie się do dziś. Nawet jeśli to, co aktualnie mamy, nie jest satysfakcjonujace.
Nigdy nie czułam się też zagrożona finansowo, bo mam kogo poprosić o pomoc. I może dlatego, że pieniądze nigdy nie były moim priorytetem, nie nauczyłam się poddawać. Na chwilę – tak. Nigdy na zawsze. „Do trzech razy sztuka” to dla mnie największa ściema, jaką próbują nam wcisnąć polskie przysłowia. Mnóstwo rzeczy udało mi się dopiero za czwartym razem. Próbowałam dalej, bo mi zależało. Zależało tak mocno, że gdybym musiała, podjęłabym próbę i piąty, i szósty, i setny raz. Walczyłabym tak długo, aż ktoś by mi nie powiedział, że naprawdę się do tego nie nadaję i powinnam próbować w czymś innym.
Ale i bezpieczeństwo, i wsparcie, i ciężka praca to wciąż za mało. Potrzeba czegoś więcej. Czegoś, co przyniesie efekty w każdym przypadku. Zawsze. Pora zmienić sposób.
ŚWIAT SIĘ ZMIENIŁ.
Gdy byłam w liceum, mój opiekun samorządu często powtarzał, że jak mnie nie wpuszczą drzwiami, to mam wchodzić oknem. I tą zasadą nadal się kieruję, ale trochę ją ulepszyłam – walę prosto do okien. Nawet nie oczekuję, że wpuszczą mnie drzwiami. Nie w XXI wieku. Na chwilę tylko zatrzymuję się i pukam. Z grzeczności. A potem walę do okien.
To nigdy nie jest tak, że nie można dostać pracy. Można. Ale samo wysłanie CV przestało już działać. Takich CV spływa do firm setki, a po kilku rekrutacjach – tysiące. Nie jesteś na gorszej pozycji, jeśli masz mniejsze umiejętności. Ale w lepszej sytuacji jest ten, który startuje z tego samego poziomu, a bardziej się stara. Dzwoni, pyta, przychodzi do firmy. Robi wszystko, by wyróżnić się z setek twarzy wyglądających dla pracodawcy tak samo.
I nigdy nie jest tak, że nie da się znaleźć mieszkania na ostatnią chwilę, długo po sesji zimowej albo tuż przed letnią, kiedy jest największa posucha. Nigdy nie obejrzałam więcej niż jedno mieszkanie za każdym razem, kiedy go szukałam. Czasem trzeba pójść na ugodę i uelastycznić na jakiś czas swoje cenowe granice. Ale zawsze znajdziesz coś, co w 90% spełnia Twoje oczekiwania. Musisz być albo pierwszy, albo wyjątkowo przekonujący. I zawsze – zdecydowany, czego chcesz.
Mężczyźni? Kobiety? Jeśli naprawdę Ci zależy, nie będziesz liczyć na to, że ktoś zachwyci się Twoją urodą na przystanku autobusowym. Większość z nas jest zupełnie zwykła, nie wyróżniamy się z tłumu. Jeśli nie masz odwagi zrobić pierwszego kroku, musisz zaakceptować fakt, że społeczeństwo przeniosło się do Internetu, a Tinder stał się codziennością. To jak randka w ciemno, na którą naszych rodziców umawiali znajomi. Oni też nie wiedzieli, na kogo trafią. Ale zawsze próbowali.
JUŻ NIGDY NIE WPUSZCZĄ NAS DRZWIAMI.
Wierzę w lepszy świat, w powrót prawdziwych relacji, w spędzanie większości życia w realu pośród prawdziwych rozmów, a nie kłótni, które można przerwać wyjściem do toalety, zrobieniem herbaty czy wylogowaniem z fejsa. Pewnego dnia złapie Cię za ramię, gdy zechcesz wyjść z domu i poprosi: „Zostań.”
Ale dzisiaj żyjemy w takim świecie. I zanim go zmienimy, musimy nauczyć się w nim funkcjonować. Musimy znów zacząć czuć się bezpiecznie. W pracach, które zapewnią nam bezpieczeństwo finansowe. W domach, które staną się naszym schronieniem. W związkach, w których będziemy naprawdę obecni.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś.