Często dostaję pytania od osób, które zastanawiają się, czy powinny zostawić swój kierunek. Są to najczęściej młodzi, zagubieni ludzie, którzy wpadli w pułapkę schematycznego myślenia. Oczekiwania rodziców, niepewna przyszłość w zawodzie albo potrzeba bezpieczeństwa finansowego zmusiły ich do nietrafnego wyboru. W głębi ducha wiedzą, że powinni podjąć tę decyzję, ale obawiają się konsekwencji. Zupełnie jak ja, nim nabrałam odwagi i rzuciłam studia.
Czasem mam wrażenie, że ci, którzy tego nie zrobili, wydaje się, że taką decyzję podejmuje się łatwo, z dnia na dzień, pod wpływem impulsu. A potem już tylko high life i wszystko leci z górki – można palić zeszyty, pakować walizkę i lecieć na drugi koniec świata.
Zazwyczaj wygląda to zupełnie inaczej.
PIERWSZY DZIEŃ.
Ostatnie zajęcia. 8 rano. Retoryka. Zostaliśmy poproszeni o to, by każdy z nas się przedstawił i powiedział coś o sobie.
– Interesuje mnie teatr. Lubię chodzić do kina. W wolnym czasie czytam książki – mówiły kolejne dziewczyny, a z tyłu słychać było podniecony szept:
– Ja też! Ja też!
– Chcę pracować w redakcji. Chcę uczyć w podstawówce. Nie wiem, czego chcę.
Te wypowiedzi powtarzały się bez końca.
– Interesuje mnie… – Wstałam. – Interesuje mnie właściwie wszystko. Języki obce, kultura Hiszpanii, inni ludzie. W zeszłym roku tańczyłam salsę. Czasem biegam albo pływam, czasem jeżdżę w góry, żeby się trochę powspinać. Lubię czytać książki psychologiczne. Sporo piszę. Jestem barmanką.
Po chwili padło drugie pytanie:
– Jak sądzicie, o czym będą nasze zajęcia? – a ponieważ nikt się nie odzywał, zgłosiłam się i powiedziałam:
– Przemawianie do tłumu. Manipulacja. Wpływ wystąpień osób publicznych – polityków, aktorów, dziennikarzy – na sposób myślenia przeciętnego człowieka.
Wszyscy popatrzyli na mnie dziwnie.
– Yyy, tak – powiedziała młoda pani. – Tylko że… To jest polonistyka nauczycielska? – Wszyscy kiwnęli głowami. – I wszyscy chcecie być nauczycielami? – Połowa z nas kiwnęła ponownie. – Będziemy raczej rozmawiać o retoryce w kontekście szkoły… i nauczania…
Wtedy zrozumiałam, że kompletnie nie pasuję do tego miejsca. Że jestem inna, zbyt wiele mnie ciekawi, a te studia mogą mnie co najwyżej ograniczyć. I że nie mam po co tam zostać.
PIERWSZY TYDZIEN.
To właśnie wtedy, w ten wtorkowy poranek, zamiast pójść na następne zajęcia, wybrałam drogę do domu. Leżałam potem na podłodze w swoim pokoju wśród sterty porozrzucanych ubrań, książek i przedmiotów. Wiedziałam, że nie zdążę wszystkiego sobie poukładać ani dziś, ani jutro, ani za parę tygodni.
Kilka dni później jechałam tramwajem do centrum. Było już ciemno. Ubrana w szarości wyglądałam przeciętnie, wtapiałam się w tłum i przyciskałam lewe ramię do szyby. Patrzyłam ukradkiem na ludzi wokół siebie w tej oświetlonej na biało maszynie, zastanawiając się, co by o mnie myśleli, gdyby wiedzieli, że nie jestem już studentką.
Było mi wstyd.
*
Zawsze chciałam dostać się na studia, których górny limit miejsc nie jest większy niż ilość kandydatów. Ale jakiś cichy głosik szeptał mi do ucha, że ostatecznie, jeśli nie powiedzie się żaden z moich planów, zostanę nauczycielką polskiego i spełnię marzenie z dzieciństwa. Zdążyłam uwierzyć, że polonistyka okaże się moim przeznaczeniem, choć od lat to był mój plan awaryjny.
Tamtego dnia dotarło do mnie, że to nieprawda. I że w tę nieprawdę wierzyłam niemal całe swoje życie. Że zasługuję na więcej i nie mogę zgodzić się na życie po najmniejszej linii oporu. W jednej chwili posypał się cały mój skrzętnie budowany świat. Nie wiedziałam, co robić dalej.
*
Przypomniałam sobie, jakim byłam dzieckiem – zdolnym, ciekawym świata, pozbawionym kompleksów. Wygrywałam konkursy matematyczne i ortograficzne, miałam doskonałe oceny, a zadania domowe odrabiałam jeszcze w szkole. Na przerwach chodziłam do biblioteki z wielkim tomem Harry’ego Pottera pod pachą. Nigdy się nie poddawałam, zawsze walczyłam do końca, odwaga to było moje drugie imię. Wierzyłam, że mogę zmieniać świat.
Potem coś we mnie pękło. Coś się zmieniło. Za wszelką cenę chciałam walczyć o to, by być lubiana przez rówieśników. Jedynym sposobem, by uzyskać ich sympatię była akceptacja ich zasad i podążanie ich ścieżkami. By się nie załamać, musiałam być taka jak oni.
Miałam dziesięć lat, gdy zapadłam w śpiączkę.
Zmieniłam słownictwo, by mogli mnie lepiej rozumieć. Odrzuciłam swój literacki styl mówienia, nauczyłam się slangowych wyrażeń. Pozwoliłam, by uczono mnie podstaw od nowa. Zaczęłam funkcjonować w świecie wyuczonych schematów. Szufladek. Etykietek. Porzuciłam to, co miałam w sobie naturalne i uśpiłam swój charakter na rzecz utartych strategii.
*
W ciągu kilku dni od czasu zajęć z retoryki kilkanaście razy obejrzałam Kropki.
Dotarło do mnie, że mój system działania jest zły. Że nie zdaję egzaminów, nie przechodzę do kolejnego etapu, ponieważ jestem nieskuteczna. I że moja nieskuteczność wynika z tego, że chcę na siłę dopasować się do formy, do której nie pasuję. Do metod, które nie zostały stworzone dla mnie. Zrozumiałam, że cały świat dąży do tego, by być niezwykłym, a ja na siłę pragnę być przeciętna. I że istotnie – staję się przeciętna, osiągam przeciętne wyniki, wyglądam przeciętnie, tworzę przeciętne życie, ponieważ zgadzam się na to, by uczyć się i działać tak, jak to robią inni.
Przez całe lata siedziałam w kącie, gryząc swoje kompleksy, zapatrzona na to, jak ci inni osiągają sukcesy. Namawiałam ich do działania, pomagałam im uwierzyć w swoje możliwości, a potem biłam im brawo, gdy zdobywali szczyty. Siedziałam w swojej ramce przeciętniaka tak długo, aż sama nareszcie uwierzyłam, że nie zasługuję na to, by być kimś wyjątkowym.
*
Potem obejrzałam Into the wild. I zrozumiałam, że życie, jakie prowadzę, nie jest zgodne z moim sumieniem i że mam odwróconą hierarchię wartości. Że za mało dbam o rodzinę, przesadnie o obcych mi ludzi. Że z silnej, odważnej dziewczynki wyrosłam na lękliwą, rozemocjonowaną kobietę, która boi się nie tylko śmierci, ale też własnego cienia.
Jest taka biblijna przypowieść o talentach: nie ma znaczenia, czy dostaniesz jeden, dwa czy dziesięć – ważne jest, co z tym zrobisz. Nikt nas z tego nie rozliczy, nikt nam nie powie, że to nie w porządku – zgadzać się na bycie przeciętniakiem, na bierność w walce o lepsze jutro dla siebie i swoich najbliższych. Ale to jest nie w porządku. Ten świat trzeba zmieniać. I każdego dnia walczyć o większe szczęście.
*
W grudniu, w okresie największego kryzysu, bez określonego kierunku i bez planu działania, zrozumiałam, że to będzie psychologia będzie moim WIĘCEJ.
Minęło 10 miesięcy od czasu pamiętnego dnia. Wyleczyłam się z całego lęku, niepewności, braku wiary. Znam swoje ograniczenia i swoje możliwości. Wiem, że czasem potrzebuję być sama. Jestem pewna swoich talentów i tego, że bez względu na to, co się stanie – poradzę sobie. Stoję przed otwartymi drzwiami.
Ale decyzja, by być sobą i nie oglądać się na innych, nie była decyzją łatwą. Bądź tego świadomy, gdy zechcesz zrobić to samo.