Już po dwóch tygodniach od mojego powrotu z Hiszpanii nie umiałam usiedzieć w miejscu. Już patrzyłam na znajomych, którzy zwiedzali polskie miasta, skakali na bungee, przechodzili samych siebie. I nie mogłam wytrzymać, już planowałam kolejny wyjazd – dziś, jutro, gdziekolwiek.
Jedną z najczęstszych rzeczy, które słyszę, gdy opowiadam o swoich marzeniach, jest przykre: „Nie nadążam za tobą”. Zaliczam jedną bazę i biegnę do następnej, osiągam jeden cel i wymyślam kolejny. Ciągle mi mało, ciągle dokądś zmierzam, ciągle chcę więcej, szybciej, dalej, szczęśliwiej.
Ale ludzie wokół mnie nie chcą tego samego. Działam w pojedynkę.
KAŻDY POWÓD JEST DOBRY, ŻEBY ŻYĆ MNIEJ.
Planowałam skok na bungee od ponad roku. I nigdy nie chciałam skakać sama, chodziłam, zachęcałam, namawiałam. Wszyscy się nakręcali, skakali z radości, oczy im błyszczały i termin się przesuwał. Bo nie ma pieniędzy, bo za wysoko, bo za gorąco, bo pada deszcz.
Podobnie było z trasą rowerową 200 km w dwa dni. Tym razem nie chodziłam i nie namawiałam, ale proponowałam, ogłaszałam i deklarowałam, że śmiało można się ze mną zabrać. Nic z tego. Bo za daleko, bo zbyt dziko, bo tyłeczek obolały, a nóżki takie słabe.
A Hiszpania? Myślicie, że od początku miałam jechać sama? Ależ skąd! Bałam się samotnej wyprawy, załatwiania wszystkiego na własną rękę, ryzyka, lotniska, obcego kraju. Chodziłam, prosiłam, byłam bliska łez i rezygnacji. I znów te oczy błyszczące, a potem: że NIE. Bo kasy tak mało, bo wyjazd taki długi, bo wrzesień, bo jesień, bo ja się boję latać.
O, rany.
KTO NIE SPEŁNIA SWOICH MARZEŃ?
Zapytałam ostatnio znajomych, czy pojadą ze mną w góry. A oni, że nie, bo jesienią zimno, a zimno to zło. A ja się zaśmiałam. Bo choć wiem, że ostatnie, co można o nich powiedzieć to – że są nudni, to jednak ja cała jestem jakaś taka ZBYT.
Bo wiecie, dla mnie zimno/ciepło/wysoko/daleko/męcząco – to są głupie wymówki. Ja o tych wszystkich rzeczach nawet nie myślę. Bo gdy przychodzi do porównania ich z pięknem/doświadczeniem/zapartym tchem, wybór jest dla mnie zawsze oczywisty. Większość rzeczy, które stoi ludziom na przeszkodzie dla mnie to tylko… błahostki.
Nawet pieniądze to dla mnie niestotny szczegół. I bynajmniej nie dlatego, że mam ich w nadmiarze. Ja po prostu wiem, że pieniądze mają to do siebie, że zawsze je można zarobić. A jeśli do tego dołożymy cierpliwość i wierność wyznaczonym celom – rachunek jest prosty. Wycofać się o krok przed przygodą? Dla mnie to żyć na niby.
W ŻYCIU TRZEBA BYĆ TWARDZIELEM.
Można być orłem i dorastać wśród kur. I tylko patrzeć na wielkie, potężne ptaki przemierzające przestrzeń nieba, marząc, by w następnym wcieleniu być takim jak one. I nigdy nie wykorzystać siły swoich skrzydeł, słuchając tych, którzy mówią, że latanie nie jest dla nas.
Ponoć życie marzeniami prowadzi do kompletnej klęski. Trzeba być realistą i nie oczekiwać zbyt wiele. Nie można mierzyć wysoko, bo wtedy upadek bardziej boli. Im dłużej wspinasz się na szczyt, im większej ilości wyrzeczeń dokonujesz, tym więcej masz do stracenia i większe jest ryzyko tragicznego upadku z wysokości.
Nasza przyszłość nigdy nie jest tak świetlana, jak sobie wyobrażamy, gdy jesteśmy młodzi. Rzeczywistość weryfikuje nasze marzenia. Nasi przyjaciele stają się z czasem naszymi wrogami. Ludzie, których kochaliśmy, zdradzają nas i odchodzą. Nic nie trwa wiecznie. I tak dalej.
Ja się z tym zgadzam. Ale się na to nie zgadzam. Nie zgadzam się na życie bez marzeń, życie nudne, bierne, życie z unikaniem przeszkód, życie po najmniejszej linii oporu. Nie zgadzam się na to, by porażki i zawody mnie niszczyły. Nie oczekuję od życia wiele, ale nie stoję w miejscu. Pnę się do przodu.
A jeśli coś pójdzie źle? To przecież nic. To tylko życie, więc nie czekaj na jutro.