Wracam do domu. Godzina w tramwaju. Jest ciemno. Latarnie świecą mętnym światłem. Z nieba zsuwa się lekka mżawka. Wiatr? Czterdzieści na godzinę. Zimno.
Boli mnie głowa. Cały dzień spędziłam na uczelni, ucząc się rzeczy kompletnie dla mnie nowych. Kocham to, choć wiem, że czeka mnie rok ciężkiej pracy. Gdy w liceum brat mi mówił, że biologia kiedyś mi się jeszcze przyda, pukałam się w głowę i szłam dalej uczyć się języków. Ta sytuacja ma swoje plusy. Na pewno nie nudzę się na zajęciach.
Wchodzę po schodach. Czwarte piętro. U mojego współlokatora dwóch singli popija piwo i zaprasza mnie, bym usiadła z nimi. „Zaraz” – mruczę i idę do łazienki. Patrzę w lustro. Z makijażu zostały już tylko resztki. Wyglądam na zmęczoną. Wzdycham i poprawiam marne niedobitki.
Idę się przebrać. Czarne legginsy. Czarna bluzka. Neonowa bluza. Opaska. Sportowa kurtka.
– Gdzie idziesz? – pytają z pokoju.
– Pobiegać.
– O tej porze? Natalia, daj spokój, usiądź z nami – proszą.
– Potem – mruczę.
Szalik. Słuchawki. Telefon. Klucze.
– Jak raz nie pójdziesz, nic się nie…
– Wrócę niedługo. Wytrzymacie.
Zamykam za sobą drzwi. I już mnie nie ma.
Schodzę po schodach. Na moim piętrze wysiadło światło. Najlżej ubrane nogi zaczynają odbierać chłód wieczoru. Powoli, coraz niżej. Drzwi na zewnątrz.
Zaciągam się chłodnym powietrzem. O, tak, jest dobrze. Słuchawki na uszy. Aerosmith.
Lecimy.
*
Nienawidziłam biegać, dopóki nie zaczęłam za tym tęsknić. Bieganie daje mi poczucie wolności i samotność, którą zdążyłam już pokochać. Droga nie ocenia, czy jakoś tak. Biegnę i wiem, że nikt mnie nie rozpozna. Nikogo nie obchodzę. Nikt nie zadaje pytań, a ja nie muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Albo – przeciwnie. Nie muszę się kryć, gdy czuję, że jestem super. Biegnę i bezgłośnie śpiewam. Kiwam głową w rytm muzyki. Nie patrzę ludziom w oczy.
Pokochałam samotność, swój indywidualizm, spokój. Cenię to, że mogę być sama choć przez godzinę. Skupiam się tylko na tym, co dla mnie istotne, z czym sobie nie mogę poradzić. Telefon nie dzwoni. Fejsik nie pika. Nie sprawdzam nowych polubień. Nie muszę niczego się uczyć.
Teraz biegam. Jestem wolnym człowiekiem.
*
Mogłabym powiedzieć, że nie wiem, dlaczego biegam. Ale wiem.
Biegam, bo jest mi przykro. Biegam, bo jestem wściekła. Biegam, bo to jedyna rzecz, nad którą mam kontrolę. Bieganie jest proste. Tanie. Nie wymaga dojazdów ani wspólnego prysznica z obcymi ludźmi. Po bieganiu nie przeziębię się w drodze do domu. Za bieganie nikt nie każe mi płacić i nie dolicza nadgodzin.
Czy jest źle? Nie, nie jest. Negatywne uczucia dopadają mnie czasami, tak jak i Ty, i ja czasami wyrządzamy komuś nieświadomie krzywdę. Ze mną też tak jest. Po co robić awanturę, roztrząsać drobnostki, obrażać się, skoro można to wybiegać. Po siedmiu kilometrach nic już nie jest takie samo.
Biegam i myślę. O tym, co on/ona/oni powiedzieli. O tym, że czasem chciałabym przenieść się w czasie – do przodu lub wstecz. O tym, że muszę rozsądniej wydawać, bo pod koniec miesiąca może zabraknąć mi pieniędzy. O tym, że ktoś we mnie nie wierzył, a ja dałam mu po nosie. O tym, że spełniłam swoje marzenia, że studiuję i piszę.
Myślę o tym, że jestem jedną z najbardziej pracowitych, wesołych i upartych osób, jakie znam.
Ta myśl sprawia, że przyśpieszam.
*
Do domu wracam czysta. Świeża. Z energią. Wchodzę po schodach na to czwarte piętro. Patrzę w lustro na swój tyłek. Jest fajny. Uśmiecham się. Idę pod prysznic.
Gorąca woda wycisza organizm. Odpręża napięte mięśnie i skórę. Nucę nieudolnie. Owijam się różowym ręcznikiem. Wycieram pojedyncze krople na skórze. Smaruję łydkę. Udo. Pośladek. Fajne to takie. Napięte. Podoba mi się.
Myślę o ludziach, których dzisiaj miałam w głowie. O opiniach, które do mnie dotarły. O rzeczach, które muszę, bo chcę lub ktoś mi każe.
Czy coś się zmieniło? Tak. Wybiegałam to.
Są rzeczy, które trzeba wybiegać, by przekonać się, że istnieje sposób, by z nimi dać sobie radę.