TEKSTY

Zaopiekuj się nią.

Zaopiekuj się mną

Niepewnie wchodzisz do środka. Na twojej twarzy pojawia się grymas. Już od progu unosi się ten dziwny, specyficzny zapach. Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej marszczysz nos. Zastanawiasz się przez chwilę. To chyba mocz. 

Słyszy wasze kroki. Woła was z daleka. Jej głos jest zdławiony, próbuje ukryć radość, która dopada ją gwałtownie. Po wielu tygodniach oglądania wciąż tych samych twarzy wygląda, jakby ktoś nagle zapalił w niej światło. Kilka osób wita się z nią przed tobą. Nim oswoisz się z sytuacją, nim zdążysz przywołać wymuszony uśmiech, kryjesz się za czyimiś plecami. Cicho nabierasz tchu. Podchodzisz bliżej.

Po pięknej kobiecie została już tylko ogolona głowa, spuchnięte policzki i wielkie, sine wory pod oczami. Zepsute zęby i oczy, które bez okularów nie widzą zbyt wiele. Na krótkim karku, złożonym z dwóch grubych opon sterczą krótkie, zupełnie białe włoski. Ktoś pozbył się jej zadbanej fryzury, by było łatwiej ją myć, a w ciepłe dni – uniknąć gorąca.

Całujesz ją w policzek i rozglądasz się dyskretnie. Niepościelone łóżko, sterty leków na meblach. W kącie stoi wózek. Choć jest czysto, pokój wydaje się zagracony. I ten zapach…

Stajesz na rzęsach, by perfekcyjnie odegrać swoją rolę.

Tylko ci się przygląda, ale masz wrażenie, że przeszywa cię na wskroś, jakby próbowała zgadnąć, o czym teraz myślisz. Gdy przypadkiem spojrzysz jej w oczy, uciekasz wzrokiem. Nie chcesz, by z twoich gestów i przypadkowych min wyczytała prawdę, którą starannie próbujesz ukryć.

Nie chcesz, by zobaczyła, jak żałujesz, że tu dziś przyszedłeś.

NIE WSZYSCY POTRAFIĄ GO SPŁACIĆ.

W idealnym układzie każdy z nas opiekowałby się tylko sobą. Tymczasem wśród nas żyją tysiące bezbronnych osób – dzieci, chorych i starców. Dopóki ktoś z nich nie znajdzie się blisko nas, żyjemy bez konieczności poświęcania im czasu i pieniędzy. Tyle jest pracy nad sobą – tu chory ząbek, tu rozwój kariery, tu problemy w związku.

Gdy ktoś każe nam wybierać pomiędzy pracą w przedszkolu a pracą w domu starców, zwykle wolimy dzieci. Są radosne, słodkie, tętniące energią, pełne uroku i talentów. Ich kolorowa codzienność z plastiku wydaje się taka prosta, łatwa do okiełznania. Starość jest zupełnie inna – to świat, w którym pierwsze skrzypce gra ból i samotność. Przychodzi po cichu, nieoczekiwanie i odbiera sprawność. Mija kilka miesięcy i cała ludzka egzystencja sprowadza się do czekania – na kolejny posiłek, na wieczorne mycie, na oddanie moczu i zmianę pieluchy.

To budzi w nas wewnętrzny sprzeciw.

Zaopiekuj się mną

Traktujemy chorobę jak coś nienaturalnego. Nie potrafimy się z nią oswoić. Na widok chorych dziwny skurcz paraliżuje nam ciało i przejmuje kontrolę nad mimiką i tonem głosu. Nie potrafimy tego nazwać. Ale to nie jest współczucie. I nie odraza. To poczucie winy. Jest nam głupio, że my jesteśmy zdrowi, a oni – przykuci do łóżek.

Nie chcemy, by przemijanie stało się tematem, który wypełnia nam codzienność. Jesteśmy młodzi, mamy studia, pracę, rodziny, dzieci. Samochody do przeglądu i trawniki do koszenia. Unikamy wizyt w szpitalach. Konforontacja z tymi, którym los odebrał zdrowie, sprawia, że każdy problem wydaje się niegodny uwagi. A przecież trzeba się nim zająć. Trzeba wypełnić swoje obowiązki, zarabiać na życie, dbać o drobnostki.

O czym z nimi rozmawiać? Nie wiadomo.

Nie chcemy o tym myśleć. Jeszcze nie teraz.

…ALE KAŻDY Z NAS MA DŁUG.

Nadeszła pora kolacji. Wózek, na którym siedziała w towarzystwie, ktoś wywiózł do kuchni i ustawił przy szerszym boku stolika. Samodzielny posiłek był jedną z ostatnich czynności, którą potrafiła jeszcze wykonywać bez cudzej pomocy i która w tym stanie mogła jej pomóc zachować resztki sprawności. 

– Pomóc pani? – zapytałam uprzejmie.

Nie mogła mówić, pokiwała tylko głową z otwartymi ustami i wielkimi oczami. Karmiłam ją powoli, odsuwając na talerzu twardsze kawałki, które gołymi dziąsłami ciężko było jej pogryźć. Miała padaczkę, ktoś musiał wyjąć jej szczękę na wypadek kolejnego ataku.

– Musi być pani ciężko oswoić się z tą sytuacją. Zawsze była pani taka zaradna – zagadnęłam.

Zobaczyłam, jak patrzy na mnie z uwagą i czeka, co powiem dalej. Lekarze twierdzili, że nie rozumie tego, co się do niej mówi, ale chciałam zaryzykować. Opowiadałam jej o studiach, które zaczynam, wakacyjnej pracy i moich siostrach. Obiecałam, że je od niej pozdrowię. Uśmiechnęła się. Miałam wrażenie, że ironicznie.

Wtedy coś mnie tknęło.

Zaopiekuj się mną

– A pamięta pani, jak się urodziła pani córka? – zapytałam nagle. – Te pierwsze dni, miesiące, gdy była całkiem malutka?

Energicznie potrząsnęła głową. Przez jej twarz przemknął uśmiech.

– Ona też nie umiała wtedy chodzić, pamięta pani? Całymi dniami tylko leżała w łóżeczku i płakała. I pewnie nikt nie mógł dojść do tego, co jej dolega, bo przecież nie umiała jeszcze mówić – zupełnie tak jak pani teraz. I kto się nią wtedy zajmował całymi dniami? Kto do niej wstawał po nocach? – zapytałam ze śmiechem i pogłakałam jej leżącą dłoń.

Wykręconymi palcami złapała moje palce i ścisnęła je z całych sił.

– To pani opiekowała się nią, gdy była malutka i zupełnie bezbronna. Teraz po prostu role się odwróciły. To nie jest pani wina. Tak musi być. Ale nie może pani czuć się ciężarem.

Po jej twarzy pociekły łzy.

A przecież niczego nie rozumiała.

Przytuliłam ją nieporadnie, od tyłu, za chude ramiona, w których była już tylko resztka mięśni. Złapała moje ręce i przycisnęła do siebie. Gdy znów usiadłam obok niej i wytarłam jej łzy, próbowała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobył się tylko bełkot.

– Tak. Wiem, że mi pani dziękuje. Ale nie ma za co. Od czegoś tu jestem – mrugnęłam do niej i uśmiechnęłam się.

Odwzajemniła mój uśmiech i spuściła wzrok.

– Jemy dalej? – zapytałam.

Kiwnęła głową i otworzyła usta.

Zaopiekuj się mną

ZAOPIEKUJ SIĘ NIĄ. 

Będzie bawić się na twoim weselu i odbierać telefony w środku nocy, kiedy twoje niemowlę zacznie gorączkować. Będzie trzymać na kolanach twoją małą córeczkę i piec z nią ciasteczka, gdy zechcesz z żoną wyjść na randkę. Będzie dbała o to, by regularnie chodzić na wizyty do specjalistów i odmawiać koronkę, bo tylko to jej zostało. Będzie powtarzać, że wolałaby umrzeć, niż stać się ciężarem dla swoich dzieci.

Dopóki jest zdrowa, nie zechce sprawiać ci kłopotu. Nie dopuści do siebie myśli, że to ona pewnego dnia będzie potrzebować pomocy. A gdy zrozumie, że bez niej się nie obędzie, zamknie się w sobie, zacznie zrzędzić i zapragnie wszystkimi dyrygować.

Będziesz czuł się odrzucony. Będziesz myślał, że to nie ma sensu. Będziesz się wściekał, powtarzał, że nie docenia, że doprowadza cię do szału, że nie wytrzymujesz. Będziesz marzył o tym, by spędzić choć kilka chwil z żoną w samotności – z dala od jej marudzenia, krzyku i jęków. Bedziesz zmywał z siebie zapach moczu i cukrzycowego potu, wynosił worki pełne pieluch i prał pościel ubrudzoną kałem.

Pozwól jej wtargnąć w twój ułożony świat. Pozwól jej wniknąć w twoją codzienność.

Zaopiekuj się nią. Nawet, gdy nie będziesz chciał.

You Might Also Like