Napisałam notkę, że za 2-3 godzinki pojawi się nowy wpis, puściłam Johna Mayera i walnęłam się w łóżko z wciągającą książką psychologiczną. Przed 18. pomyślałam, że pora wziąć się za robotę. Wstałam więc, przeciągając się rozkosznie, ubrałam adidasy i poszłam do cukierni kupić pierniczki.
Trafiłam w sam raz na zachód. W uszach tętniło mi In the sky full of stars, wiosenny chłód w uśmiechu rozciągnął mi japkę i tak sunąc przez ukośne chodniki, doszłam do piorunującego wniosku.
Kocham siebie. Najmocniej na świecie. Ja Wam to mówię – tak jak ja samą siebie, to mnie nikt nie kocha. I nikt, ale to nikt nigdy nie pokocha mnie tak jak ja siebie. Bo ja siebie kocham najlepiej.
Kocham w sobie absolutnie wszystko. I to, że jestem marudą. I że jestem wymagająca. I to, że jak wejdę w dołka, to nie wyjdę przez tydzień albo i dwa. Kocham siebie miłością bezwarunkową. I nigdy siebie nie opuszczę.
To miłość doskonałą. Z jednej strony – jednostronna, filmowa, dramatyczna. Jednocześnie można powiedzieć, że kocham siebie z wzajemnością, więc jestem w pełni ze sobą szczęśliwa. A żeby nie być hipokrytą – kompletnie się tej miłości nie wstydzę.
Miłość do samej siebie wymaga przede wszystkim poznania. Musisz być świadoma swoich zalet i je całkowicie ubóstwiać. Co do wad – no cóż. Musisz je zaakceptować. Czasem można na siebie nakrzyczeć i próbować siebie zmienić. Może w tym rozkochaniu uda się naprawić choć parę ludzkich słabości. A jak nie – trzeba będzie nauczyć się z nimi żyć. Aż do śmierci.
Miłość do siebie to jedna z najpiękniejszych przygód, jakie może się zdarzyć kobiecie. Dzięki tej relacji może realizować pasje i osiągać sukcesy. Nikt jej nie da tyle wsparcia, ile sama sobie. Nikt jej tak nie zrozumie. Nikt nie będzie tak bardzo chciał słuchać, gdy będzie jej ciężko, bo nikt nie będzie miał tyle cierpliwości.
Tymczasem ona, jeśli zna swoje potrzeby, to jeszcze może samą siebie pocieszyć. Czekoladki sobie kupić. Albo ciasteczka.
Może sobie bez ustanku narzekać. I współczuć. I w ogóle dawać sobie dużo wyrozumiałości. Wie, że musi się o siebie mocno troszczyć. Dbać o swoje ciało i nie obrażać się. Bo w ogóle obrażanie się jest najgorsze. Tak się do siebie nie odzywać? Cały tydzień? Przecież to okropne. Jak kobieta się obrazi, to klęska i kilka dni wyjętych z życia. A potem kilka na pogodzenie się ze sobą. Okropność.
W miłości do samej siebie najpiękniejsze jest jednak spędzanie razem czasu. Bycie dla siebie najlepszą przyjaciółką to jest wypas po całości! Nikogo więcej nie potrzeba. Na rower można pójść ze sobą. I pobiegać. I kolację smaczną zjeść. Nawet potańczyć przed lustrem też ze sobą można. A radości z tego co niemiara. I uśmiechu. Od groma.
A przy okazji to można kochać też innych ludzi. Ale prawda jest taka, że jak kobieta nie pokocha najpierw samej siebie, to z miłością do innych ludzi też będzie ciężko, bo nie będą wiedzieli, za co konkretnie taką kobietę kochać. A jak się ze sobą za mocno pokłóci, to potem jest wredna do całej reszty świata. Bo zapomina, że świat, który jest wokół niej, stworzyła sama. I go też trzeba kochać. Jako swój.
Dlatego kochaj siebie. Kochaj siebie jak szalona. Tylko wtedy twój świat będzie wypełniony miłością. Bez względu na okoliczności.
Hej, długo pracowałam nad tym tekstem. Proszę, zostaw po sobie jakiś ślad – polub moją stronę na Facebooku, napisz komentarz albo udostępnij ten artykuł u siebie. Dla Ciebie to tylko moment, a dla mnie to dowód, że w dobie cięcia zasięgów moja praca ma jeszcze jakiś sens. Dziękuję, że jesteś. :)